- To nie jest żadna misja stabilizacyjna, jak nazwali ją pokrętni politycy, lecz wojna, w której polscy żołnierze występują bez żadnych ograniczeń co do terytorium działania ani zakresu użycia broni - cytuje "Rzeczpospolita" mec. Jacka Kondrackiego. Dla jego klienta ppor. Łukasza Bywalca, oskarżonego o dowodzenie ostrzałem wioski, prokurator żąda kary 10 lat więzienia i utraty praw publicznych (w tym mieści się m.in. degradacja).
Według Kondrackiego, doszło do tragicznego błędu, ale nie zbrodni. Jak mówił, "gdyby oskarżeni wrócili w trumnach, mieliby pogrzeb z honorami i wszystko byłoby w porządku".
Patrz też: MON wyda 30 mln na orkiestry wojskowe z pieniędzy PODATNIKÓW
Zdaniem mec. Andrzej Reichelt (broni chor. Andrzeja Osieckiego i plut. Tomasza Borysiewicza, dla których prokurator żąda 12 i 10 lat więzienia oraz utraty oraw publicznych), prokuratura popełniła błędy i uniemożliwiła dokonanie wizji lokalnej w Afganistanie. Zwrócił też uwagę, że według opinii jednego z biegłych nie można wykluczyć, że w czasie akcji zepsuł się celownik moździerza. Jak przekonywał, żołnierze ostrzeliwali pobliskie wzgórze.
Wyrok ma zapaść 1 czerwca.
Do ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel przez polskich żołnierzy doszło w sierpniu 2007 roku. Jej mieszkańcy właśnie świętowali wesele. Zginęło sześć osób, a trzy zostały ranne.