- Maszyna zabiła mi ukochaną żonę - mówi mężczyzna, a w jego oczach pojawiają się łzy. Po chwili z trudem opowiada, jak doszło do tego dramatu. Pracująca w cukierni kobieta obsługiwała urządzenie, które wyrabia ciasto na łakocie. Łopaty maszyny mieszającej pociągnęły panią Beatę (30 l.) za rękaw ubrania roboczego, wciągnęły do wyrabianej masy i zaczęły miażdżyć. - Jak mogło do tego dojść? - zastanawia się zrozpaczony wdowiec.
W cukierni przy ul. Wrocławskiej w Bytomiu od samego rana wrzała praca. Zatrudnieni w firmie ludzie uwijali się, by zdążyć upiec jak najwięcej ciastek przed tłustym czwartkiem. Dochodziła godz. 9.30, gdy zaczął się prawdziwy horror.
Beata Młynarczyk jak zwykle obsługiwała maszynę, która miesza ciasto na wypieki. Doświadczona pracownica cukierni nie mogła przypuszczać, że urządzenie może być śmiertelnie niebezpieczne. Wystarczyła chwila nieuwagi, by ręka kobiety dostała się między łopaty mieszające masę. Pani Beata próbowała się wyrwać. Nie dała rady. Obok nie było też nikogo, kto mógłby wyłączyć urządzenie i uratować jej życie. Maszyna wciągnęła kobietę do kadzi z ciastem. Udusiła się, czekając na ratunek. - Ciało kobiety było przewieszone głową w dół przez krawędź misy, w której znajdowało się ciasto - opowiada nam jeden z policjantów.
- Jak to możliwe, że taka maszyna mogła pozbawić moją ukochaną życia? - pyta przez łzy pan Janusz (35 l.), przytulając najmłodszego synka Kevinka (4 l.). Oprócz niego mężczyzna będzie musiał teraz samotnie wychowywać dwóch synów: Denisa (6 l.) i Dominika (14 l.). - Nie wiedziałem, jak chłopcom powiedzieć o tym, co się stało - wyznaje drżącym głosem pan Janusz.
- Powiedziałem tylko, żeby się nie martwili, bo mamusia poszła prosto do nieba.