Ojciec Adrianny B. zapewnia, że jego córka jest ofiarą wypadku i pijanego Mateusza S. Mężczyzna twierdzi, że bydlak chciał zabić i ją, i siebie, a przy okazji - innych ludzi.
- Tak to wyglądało, że on chciał jakby zabić ją i siebie, może przy okazji ludzi, którzy tam szli. Takie córka odniosła wrażenie - opowiada w rozmowie z reporterem programu TTV "Blisko ludzi".
Zobacz: Masakra w Kamieniu Pomorskim. Bydlak zabił 6 osób i nawet nie zapłakał
- Ona opowiada, że nacisnął gaz, wyjechał na ulicę Szczecińską w jakimś szaleńczym pędzie. Jechali środkiem ulicy, ona prosiła go, błagała "zatrzymaj się", "ja chcę wysiąść", "co ty robisz", "pozabijasz nas". Ona mówi, że była "ściana", nie było z nim jakiegokolwiek kontaktu. Dojechali do przejazdu kolejowego, zobaczyła ludzi idących i zauważyła tylko skręt kierownicy, zamknęła oczy i tyle - opowiada mężczyzna.
To jednak nie koniec dramatu Adrianny B. Dziewczyna wysiadła z samochodu i podeszła do ukochanego.
- On już stał, podeszła do niego "dlaczego to zrobiłeś, co zrobiłeś", a on powiedział, że "wszystko jest skończone", "pójdę siedzieć". To co mi powiedziała, to były ostatnie słowa i potem przyjechała policja i ich odwieźli na komendę - mówił mężczyzna w "Blisko ludzi".
Matuesz S. usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Grozi mu 15 lat więzienia. Zabił 6 osób, 2 dzieci walczy o życie w szpitalu. Adriannie B. i zwyrodnialcowi nic się nie stało.
Zobacz: Pijany i naćpany Mateusz S. wyszedł z wypadku bez szwanku! Sąd posłał go do aresztu na 3 miesiące