Tylko matka jest w stanie zrozumieć to, co zrobiła Teresa Banach (62 l.). Zgodzić się na pobranie organów z ciała ukochanego syna, by oddać je obcym ludziom potrzebującym pomocy. Ale ona, choć jej serce krwawiło z bólu po niedawnej stracie dziecka, podjęła tę heroiczną decyzję. Wdzięczni jej są za to transplantolodzy i ludzie oczekujący na dar nowych narządów, które mogą ocalić im życie.
Syna Sławomira (34 l.) ostatni raz widziała żywego przy stosie drewna na podwórku. - Miał krew na głowie. Ledwie doszedł do domu - wspomina kobieta.
Pogotowie zabrało mężczyznę do szpitala, gdzie przez tydzień był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Gdy jego mózg umarł, lekarze zawiadomili matkę o śmierci syna i poprosili o zgodę na pobranie narządów do przeszczepów. Wiadomość ta była dla niej straszliwym ciosem i nie zgodziła się od razu. - Potrzebowałam czasu do namysłu. Pomyślałam jednak, że Sławka nic mi już nie zwróci, a może uratować życie innym - opowiada bohaterska matka.
Pani Teresa podpisała zgodę. Twarz jej syna otrzymał 33-letni Grzegorz G., do innych osób trafiły rogówki, serce, wątroba i inne organy wewnętrzne 34-latka. Kobieta nie czuje się jednak bohaterką. Nie chce pieniędzy, nie marzy o sławie. - Chciałam tylko innym uratować życie - podkreśla. - Dzięki temu część mojego Sławka ciągle żyje - dodaje skromnie 62-latka.
Tymczasem nie są do końca jasne okoliczności śmierci Sławka. Prawdopodobnie miał guza mózgu i przewrócił się, jadąc rowerem. Natomiast matka podejrzewa, że to mogło być zabójstwo. Prokuratura bada sprawę i nie udziela informacji.
Profesor Andrzej Chmura, transplantolog, Katedra i Klinika Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie:
- To wspaniałe, że matka, której syn zginął w wypadku, podjęła tak trudną dla niej decyzję, by jego organy oddać innym, ratując ich życie. To jest piękne. Dobrze, że "Super Express" o tym pisze.