Cud na Lubelszczyźnie! Eksplodujący gaz z niszczycielską siłą rozsadził dom pana Jana Chomiaka (90 l.). Nikt nie miał prawa przeżyć tego straszliwego koszmaru.
Kiedy jednak przerażeni mieszkańcy niewielkiego Horyszowa zbiegli się na miejsce, ich oczom ukazał się radosny widok - prawie nietknięty przez żywioł pan Jan wygrzebał się spod zgliszczy. Przeżył, choć był w samym centrum tego piekła. - Mojego dziadzia uratowała Matka Boska - nie ma wątpliwości Diana Chomiak (24 l.), wnuczka pana Jana.
Kobieta tuli do siebie stary, przedwojenny obraz Bogarodzicielki. Wisiał dokładnie tam, gdzie stał staruszek w momencie, gdy rozpętało się piekło. I gdyby nie on, z panem Janem byłoby naprawdę źle.
Dziarski staruszek wczesnym przedpołudniem krzątał się po swojej kuchni, rozpuszczał w gorącej wodzie cukier dla pszczół. Nie pamięta, kiedy i jak doszło do potężnego wybuchu. W mgnieniu oka jego dom przestał istnieć. Pani Diana była wtedy u siebie, w domu stojącym obok.
- Usłyszałam potężny huk. Myślałam, że to koniec świata - opowiada wstrząśnięta. W pierwszym odruchu chciała nawet skakać z balkonu na piętrze. Na widok koszmarnie zniszczonego domu dziadka Jana oblał ją zimny pot. Była przekonana, że stało się najgorsze.
Gdy jednak zobaczyła znajomą sylwetkę gramolącą się spod ruin, przeżegnała się nabożnie. - Od razu wiedziałam, że stał się cud. Przecież to niemożliwe przeżyć taki wybuch - mówi poważnie. - A dziadek nawet nie chciał, żeby pomagali mu lekarze. Denerwował się, że mu przeszkadzają - wspomina kobieta.
Wśród zgliszcz kuchni, tam gdzie doszło do wybuchu, ocalała tylko jedna rzecz. Właśnie obraz Najświętszej Marii Panny. Dla pani Diany jest jak relikwia. - Powieszę go u siebie. Mnie też przyniesie szczęście - mówi pewnym głosem. Matka Boska rzeczywiście czuwała nad panem Janem. Jego rany goją się w bardzo szybkim tempie. - Widocznie Panienka nie chce jeszcze, żebym do Niej przyszedł - żartuje staruszek.