Kiedy pani Czesława modliła się przed snem, jej wnusio Zbyszek już słodko spał. Pozostali domownicy byli w pracy. Z maleńkiego radia cichutko sączyła się modlitwa. Pani Czesia powoli przesuwała paciorki różańca i żarliwie prosiła Matkę Boską o spokojną starość, zdrowie, no i opiekę. Nie przypuszczała, że tej opieki będzie niebawem potrzebowała. Kobieta skończyła modlitwę i spokojnie zasnęła.
Nie minęło pół godziny, kiedy przyśniła się jej Matka Boska. - To ona kazała mi się obudzić - mówi ze łzami w oczach pani Czesława. Posłuszna kobieta od razu się ocknęła. Widok, jaki ukazał się jej oczom, zapamięta do końca życia. Języki ognia trawiły ściany pokoju, w którym ona i mały Zbysio spali. - Matko Boska, pomóż nam wyjść z tego cało - przemknęło jej przez głowę.
Schorowana kobieta, która na co dzień nie opuszcza łóżka, niesiona nagle jakąś tajemniczą siłą chwyciła śpiącego chłopca. Rozejrzała się jeszcze po pokoju, szukając najważniejszego w rodzinie obrazka z Matką Boską Częstochowską. Odnalazła go, nogą wypchnęła tlące się zamknięte drzwi i ruszyła prosto do okna w sąsiednim pokoju. - W środku głowy słyszałam, co mam robić. Tak jakby mi to Najjaśniejsza Panienka podpowiadała - mówi pani Czesława. Otworzyła okno, mocno chwyciła wnuczka i wyskoczyła. - Matka Boska zapewniła mi miękkie lądowanie - mówi z przekonaniem pani Czesława.
Teraz nie rozstaje się z obrazkiem, który uratowała z płomieni.
- Gdyby nie Matka Boska, już byśmy nie żyli. Ogień zapalił się w pokoju, w którym spaliśmy - starsza pani opowiada z przejęciem. Kiedy szykuje się do snu, dziękuje Matce Boskiej za ocalenie.
- Teraz modlę się, żebyśmy szybko odbudowali pokoje, które spłonęły. Mieszkamy w 6 osób w kuchni, ale najważniejsze, że żyjemy - dodaje pani Czesława.
Każdy, kto chciałby w jakiś sposób pomÓc rodzinie pogorzelców, może się kontaktować z nimi pod numerem telefonu komÓrkowego 0 791 636 968