Jeszcze do niedawna w domu Blajszów panował ogromny harmider. Wszędzie było pełno dzieci - Ewuni, Hani (7 l.), Kasi (11 l.), Mietka (14 l.) i Andrzeja (15 l.). - One tak pięknie potrafiły się razem bawić. Czasem dokazywały, jak to dzieci, myślę jednak, że były bardzo dobrze wychowywane - mówi ich mama.
>>> Dramat nad Wartą: Za minutę te dzieci utoną
Ale odkąd w ubiegły wtorek, podczas kąpieli w Warcie, prąd rzeki porwał i odebrał życie czwórce jej najstarszych pociech, dziś jest tu cicho i spokojnie. Tylko od czasu do czasu słychać tuptanie małych stópek. To Ewcia, najmłodsza z rodzeństwa, przybiega do mamy i tuli się do niej. A potem wyciąga ją z domu i zabiera na spacerek na swoim rowerku.
- Straciłam czworo dzieci, ale nie mogę się poddawać - mówi pani Beata. - Muszę żyć dla mojej Ewuni. Ona nie może mnie widzieć zapłakanej, zrozpaczonej. Muszę dać jej tyle radości, ile zdołam z siebie wykrzesać - tłumaczy kobieta.
Pani Beata dodaje, że Ewa już dużo rozumie. Wie, że straciła rodzeństwo. Wie, że została jedynym dzieckiem swoich rodziców. Ale też jest dzielna. - Kiedy kładzie się spać, mówię jej, że siostrzyczki i braciszkowie też już śpią. Tyle że w niebie - tłumaczy.
>>> Aniołki poszły prosto do nieba
Jeden jedyny raz córka jakby miała do niej pretensje o to, co się stało. - Powiedziała mi: czemu nie dałaś rady ich uratować... - zawiesza głos pani Beata.
Wie, że teraz szczególnie musi zadbać o przyszłość swojej jedynej córki. - Dzięki pomocy wielu osób pochowaliśmy dzieci całkowicie za darmo, dlatego cztery zasiłki pogrzebowe z ZUS, które dostaliśmy, ulokowaliśmy na specjalnym koncie Ewuni. Jak dorośnie, dostanie te pieniądze - tłumaczy jej mama i głaszcze córeczkę po główce.