Jako nastolatka Kasia trafia do przykościelnej grupy religijnej Dzieci Maryi. Ucieka tam z domu, w którym rządzą wódka i awantury. Dziewczyna jest małomówna, zamknięta w sobie. Na spotkania przychodzi też o rok starszy Bartek. Chłopak jest zupełnie inny. Pogodny, towarzyski. Rozmodlone dzieciaki nie zwracają na siebie większej uwagi.
Pierwsza randka w kościele
Kilka lat później ich drogi znowu się krzyżują. Kasia służy do mszy w Czeladzi i należy do kolejnej wspólnoty, Tebah. Bartek jest lektorem, czyta wiernym Biblię podczas nabożeństw. Dziewczyna zagaduje go, prosi, by został ministrantem w jej kościele. Później oboje śmieją się, że tam była ich pierwsza randka.
Na kolejne randki umawiają się już poza świątynią. Ich efektem jest ciąża 21-letniej wówczas kobiety. Katarzyna jest zszokowana, wystraszona. Bierze z Bartkiem ślub cywilny. Znajomi opowiadają, że nie chciała dziecka. Podobno próbowała poronić, bijąc się po brzuchu, ale to nic nie dało. Od początku myślała, czy da się to dziecko gdzieś zostawić, sama potem to przyznała.
Przypadkowe macierzyństwo
Pół roku temu, przed wyznaczonym terminem, rodzi Madzię. Dziecko jest słabe, lekarze walczą o jego życie. Z powodzeniem i niemowlę można zabrać do domu. Katarzyna W. nie potrafi się cieszyć. Zostawia córeczkę u dziadków na dwa tygodnie. Za to Bartek chwali się Madzią, pokazuje w Internecie jej zdjęcia.
Mijają miesiące, wydaje się, że Katarzyna W. przywykła do roli matki. Ale ciągle ma pretensje do rodziców męża i swoich, że wtrącają się w wychowanie dziecka. Przecież da sobie radę sama. Narastają wzajemne animozje...
Tak nadchodzi popołudnie 24 stycznia. Co naprawdę wtedy się wydarzyło? Czy Madzia przypadkowo wyślizgnęła się Katarzynie W. z kocyka, gdy ona akurat stała nad ostrym progiem przed małżeńską sypialnią? A może wszystko zaplanowała od początku do końca. Upozorowała porwanie, a gdy Rutkowski wydusił z niej prawdę - wymyśliła wypadek? Nawet doświadczeni psychologowie nie są w tej sprawie jednomyślni.
Nawet zwierzęta chowamy z godnością
- Jej decyzje są całkowicie zdumiewające i budzą wątpliwości co do tego, czy działała w szoku powypadkowym - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny. - Moim zdaniem była to przemyślana akcja, której celem było ukrycie strasznego wydarzenia i zbudowanie swojej niewinności. Udawany napad, udawane cierpienie - jej celem była manipulacja od początku do końca - ocenia profesor.
Nie tylko on nie wierzy w szok. - Nie znajduję w sobie usprawiedliwienia dla matki - mówi Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka. - Bulwersuje mnie, że nie szukała pomocy dla dziecka i ukryła zwłoki, w dodatku w takim miejscu. W naszej kulturze nawet zwierzęta staramy się chować z godnością. Szła z wózkiem dłuż-szy czas - pierwszy szok po wypadku powinien choć trochę przez ten czas osłabnąć. Ta smutna, przerażająca sprawa pokazuje niezbadane, nieznane emocje, jakie mogą się kłębić w takiej młodej dziewczynie. Dla mnie to przede wszystkim osobowość skrajnie niedojrzała - podsumowuje Mirosława Kątna.
Szok... z obawy przed otoczeniem
Ale może jednak Katarzyna W., tak jak Madzia, jest ofiarą nieszczęśliwego wypadku? - W mojej ocenie na zachowanie matki wpływał szok podszyty wielką obawą o ocenę otoczenia - mówi Lucyna Hoffman-Czyżyk, psycholog sądowy. - To bardzo młoda dziewczyna, która dopiero co sama była dzieckiem. Możliwe, że była wychowywana w atmosferze ciągłego oceniania i strachu przed przyznaniem się do jakiegokolwiek przewinienia. Dlatego nie była w stanie przyznać się do winy. Uważam, że nie jest to wyrachowana morderczyni - tłumaczy psycholog.
Na razie jest za wcześnie, by z pewnością wskazać którąś z tych wersji. Wstępne wyniki sekcji zwłok co prawda nie wykluczyły tego, że Madzia faktycznie zginęła w wyniku nieszczęśliwego wypadku, ale czekamy na kolejne badania. Jeśli ani one, ani dalsze śledztwo nie ujawnią żadnych nowych rewelacji, prawdopodobnie nigdy nie poznamy całej prawdy.
Historia Madzi
24 stycznia - Tajemnicze porwanie
Około godziny 18 przechodnie w Sosnowcu wzywają pogotowie ratunkowe do leżącej na chodniku przy ul. Legionów kobiety. To Katarzyna W. Obok niej stoi pusty wózek. Matka twierdzi, że tajemniczy mężczyzna uderzył ją w głowę i porwał 6-miesięczną córeczkę.
25 stycznia - Przeszukiwanie okolic
Policja i rodzina przeczesują okolice miejsca porwania. Sprawdzana jest też pobliska rzeczka Czarna Przemsza.
26 stycznia - Apel matki
Trwają poszukiwania. Matka apeluje w mediach o pomoc. Śledztwo przejmuje Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Policja i prywatne firmy wyznaczają nagrodę za informacje o porywaczu.
27 stycznia - specgrupa i detektyw
Komendant śląskiej policji powołuje specjalną grupę policjantów, która ma zajmować się sprawą porwania. Jednocześnie do akcji przyłącza się z własnej inicjatywy prywatny detektyw Krzysztof Rutkowski.
29 stycznia - Prośba do porywacza
Rodzice zwołują konferencję z udziałem Rutkowskiego, na której ogłaszają, że jeśli napastnik odda im dziecko, będzie miał gwarancję nietykalności. Katarzyna W. publicznie podaje swoją wersję wydarzeń. Twierdzi, że wyszła z domu około 17, potem na chwilę wróciła.
Po około pół godzinie zadzwoniła do brata i powiedziała mu, że już idzie do bloku rodziców. Następnie zadzwoniła do męża. Bartłomiej Waśniewski miał się denerwować, że jeszcze jej nie ma u rodziców. Przed 18 została przez kogoś zaatakowana, gdy wchodziła na mostek w parku. Gdy się ocknęła, w wózku nie było Magdy.
30 stycznia - portret psychologiczny
Policjanci pracują nad sporządzeniem portretu psychologicznego porywacza. Poszukiwania trwają. Mieszkańcy Sosnowca rozwieszają plakaty z podobizną Madzi.
31 stycznia - Propozycja detektywa
Matka i ojciec są namawiani przez detektywa Rutkowskiego do poddania się badaniu wykrywaczem kłamstw. Mężczyzna się na to zgadza. Katarzyna W. reaguje nerwowo. Wybiega z pokoju, trzaska drzwiami, rozbijając głowę męża. Potem szuka w Internecie informacji o tym, jak oszukać wariograf.
1 lutego - Badanie prawdomówności
Ojciec zostaje poddany badaniu wariografem przez Rutkowskiego. Badanie wykazuje, że nie wie, w jaki sposób zaginęła Madzia. Katarzyna W. w ostatniej chwili odmawia badania, tłumacząc się złym stanem psychicznym. Detektyw przeprowadza testy DNA, które wykazują, że Bartłomiej, mąż Katarzyny, jest ojcem Magdy.
Noc z 2 na 3 lutego - Porwania nie było
Matka przyznaje się, że porwania nigdy nie było. Zeznaje detektywowi, że dziecko zmarło po tym, jak w domu wypadło jej z rąk i uderzyło główką o próg. Mówi mu, gdzie ukryła ciało córki. Zostaje zatrzymana przez policję.
Noc z 3 na 4 lutego - Odnalezione zwłoki
Policja znajduje ciało dziecka. Zwłoki leżą około 2 km od miejsca wskazanego detektywowi przez matkę.
4 lutego - areszt dla matki
Katarzyna W. zostaje oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka i tymczasowo aresztowana na 2 miesiące.
6 lutego - Próba samobójcza?
Matka Madzi połyka w celi detergent. Wezwani lekarze uznają, że nic jej nie grozi.
8 lutego - Zażalenie na areszt
Obrońcy Katarzyny W. składają do Prokuratury Okręgowej w Katowicach zażalenie na areszt i żądają natychmiastowego uwolnienia kobiety.