Wieść o ucieczce Katarzyny, oskarżonej o nieumyślne spowodowanie śmierci swojej córki Madzi (†6 mies.), wstrząsnęła w środę całą Polską. Kobieta skrycie wczesnym rankiem wyszła z łódzkiego mieszkania, w którym przebywała wraz z Bartkiem. Zabrała walizkę z rzeczami i niewielką ilość gotówki. Zostawiła jedynie dwa listy dla Bartka. „Nie szukaj mnie” – pisała m.in. w jednym z nich.
Tymczasem już w kilka godzin później była w Sosnowcu. Katarzyna została bez trudu rozpoznana przez mieszkańców miasta, którzy zawiadomili policję. Kobieta szybko trafiła na komisariat, ale równie szybko go opuściła i się ukryła, najprawdopodobniej u rodziców.
W czwartek Katarzyna Waśniewska niespodziewanie pojawiła się w gliwickiej prokuraturze. Tam przez prawie 5 godzin odpowiadała na pytania śledczych, którzy prowadzą postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez Krzysztofa Rutkowskiego. Później w towarzystwie brata ruszyła na dworzec i wyjechała.
Wczoraj okazało się, że dotarła tylko do Katowic. Po południu matka Katarzyny Waśniewskiej zadzwoniła do Miejskiego Centrum Ratownictwa w Katowicach. Powiedziała, że jej córka nałykała się prochów i potrzebuje pomocy. Wskazała miejsce – park z dużą wieżą. Patrol strażników miejskich odnalazł 22-latkę w parku Kościuszki. Traciła przytomność, w torbie miała dużo leków. Z objawami zatrucia trafiła do szpitala MSWiA w Katowicach. Przeszła tam płukanie żołądka. Lekarze odmawiali podania jakichkolwiek informacji na temat pacjentki. W szpitalnej sali pojawili się przy niej matka Leokadia i młodszy brat Marcin.
To już druga próba samobójcza Katarzyny Waśniewskiej. Pierwszy raz chciała odebrać sobie życie w celi aresztu. Połknęła kilka łyżek proszku do mycia naczyń. Wówczas uznano, że to kolejny fragment spektaklu, który Waśniewska odgrywa przed całą Polską od 24 stycznia, kiedy to opowiedziała o rzekomym porwaniu Madzi.