Matka morderczyni z bagien: Moją córkę opętał szatan

2013-07-18 4:00

Lucyna K. (18 l.) okłamywała wszystkich. Matkę, siostrę, koleżanki. Niby bogobojna, do kościoła chodziła w każdą niedzielę. Ale kiedy zachodziła w ciążę, ukrywała to, dzieci rodziła w lesie i porzucała je na bagnach. Małgorzata K. (51 l.), matka morderczyni, opowiada "Super Expressowi" o swojej córce, której grozi 25 lat więzienia za podwójne zabójstwo.

Lucyna K. wychowywała się w Szarłacie na Pomorzu w starym niewielkim domu, który wybudowali jeszcze dziadkowie. Jej ojciec Franciszek (†57 l.) pracował dorywczo na budowach albo na polu u okolicznych gospodarzy. Sześć lat temu zmarł na zawał serca. Wtedy śmierć po raz pierwszy nawiedziła rodzinę K. Dwa lata później zabrała starszą siostrę Lucyny, Teresę (†27 l.), która chorowała na cukrzycę i serce. Wkrótce wyprowadziła się druga siostra Janina (26 l.) i przyszła dzieciobójczyni została sama w domu z matką.

- Jesteśmy biedni, ale Lucyna to porządna dziewczyna - zapewnia Małgorzata K. Mówi niewyraźnie, z trudem dobiera słowa. - Każdej nocy spała w swoim łóżku. Nikogo nie sprowadzała - zapewnia. Dziewczyna uczyła się na kucharkę. Podobno gotowała od małego. Jej popisowym daniem była ogórkowa i schabowe. - Mówiła, że jak urodzi syna, to da mu na imię Franek, po tacie - przypomina sobie matka.

Jednak Lucyna nie nadała imion swoim dzieciom. Zabijała je, nawet nie odmawiając modlitwy. A rodziła dwa razy, w 2011 i 2012 roku. Za każdym razem ukrywała ciążę, a gdy przyszedł czas porodu, szła do lasu i rodziła. Najpierw chłopczyka. Odcięła mu pępowinę, płaczącego noworodka zapakowała do reklamówki i wrzuciła do bagna. Drugie dziecko potraktowała w ten sam sposób. Bezlitośnie, bez emocji. Jego szczątków policjanci jeszcze nie odnaleźli.

Małgorzata K. nie pojmuje, dlaczego córka zabijała dzieci. - Szatan ją musiał opętać. Demon nią pokierował - mówi z żalem. - Ja wychowałam ją na dobrą dziewczynę. Przypilnowałam, żeby przyjęła wszystkie sakramenty, chodziła do kościoła w każdą niedzielę - tłumaczy.

Dopiero w ubiegłą środę zrozumiała, że córka ma coś na sumieniu. - Przyszli policjanci. Zabrali ją. "Mamo, nie mówiłam ci, co zrobiłam" - powiedziała, wychodząc z domu. - Pójdzie siedzieć za swoje grzechy. Nie znam mężczyzn, którzy zrobili jej te dzieci. Myślę, że wiedzieli o ciążach, ale żaden nie zapytał, co z Lucyną, czy czegoś potrzebuje. Traktowali ją jak materac - płacze matka zabójczyni. - Nie wiem, czy temu dziecku, które odnaleziono, zrobić pogrzeb. Nie mam na to pieniędzy - dodaje na koniec.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają