Odkąd Dariusz P. trafił do aresztu pod zarzutem zamordowania żony Joanny (40 l.) i czwórki dzieci: Agnieszki (45 l.), Marcina (10 l.), Małgosi (13 l.) i Justyny (18 l.), matka zabójcy zabarykadowała się w swoim dwupokojowym mieszkaniu na typowym śląskim blokowisku.
- Pani Urszula nie chce z nikim rozmawiać. Straciła resztki energii. A jest ciężko chora, ma wszczepiony rozrusznik serca. Ponadto z powodu bólu nóg ciężko jej się poruszać. Potrzebuje pomocy. Teraz nie ma pieniędzy na lekarstwa i jedzenie. Znamy ją od czterdziestu lat, wspieramy ją jak możemy. Robimy jej choćby zakupy - mówią nam mieszkańcy bloków przy ul. Małopolskiej w Jastrzębiu-Zdroju.
Matka Dariusza P. oddała ostatnie pieniądze synowi
Urszula P. przez całe życie była na utrzymaniu męża Józefa (66 l.). Straciła go dwa miesiące temu. Zmarł na raka. Po jego śmierci kobieta otrzymała zasiłek pogrzebowy z ZUS oraz 7 tys. zł z dodatkowego ubezpieczenia. - Oddała te pieniądze synowi, który zapewniał ją, że kiedy będzie czegoś potrzebowała, to on jej kupi - tłumaczą sąsiedzi. Dwa tygodnie później Dariusz P. został aresztowany.
- Odkąd jej syn jest za kratami, pani Urszula boi się nawet wyglądać przez okno. A kiedyś to było jej ulubione zajęcie. Teraz wstydzi się pokazać, bo myśli, że ludzie patrzą na nią jak na matkę mordercy. Mordercy własnej rodziny - opisują sąsiedzi.
- Wcześniej podporą był dla niej mąż. Kiedy zmarł, został pochowany w tym samym grobie co wnuki i synowa, którzy zginęli w pożarze. Może i dobrze, że nie dożył takiego wstydu i nie usłyszał o aresztowaniu syna mordercy - dodają.