Cezary Gmyz, znany z artykułu o trotylu na wraku tupolewa (za który stracił posadę) postanowił dokładnie prześledzić dzieje rodzinne sędziego Igora Tulei. Zapewne tym razem dokładnie sprawdził wszystkie dane.
- Czy sędzia Igor Tuleya, który zasłynął uzasadnieniem porównującym metody Centralnego Biura Antykorupcyjnego do stosowanych w czasach stalinowskich, zachowuje bezstronność? Wiadomo, że pochodzi z tzw. rodziny resortowej. Jego matka Lucyna Tuleya najpierw w latach 1960-71 pracowała w Milicji Obywatelskiej w Łodzi w wydziale kryminalnym, a potem do 1988 r. służyła jako funkcjonariuszka SB w biurze MSW. Do zadań tej struktury należała inwigilacja, a konkretnie śledzenie przedstawicieli m.in. opozycji czy dyplomatów – pisze Cezary Gmyz w tekście SĘDZIA Z MATKĄ Z SB ORZEKA W SPRAWACH LUSTRACYJNYCH.
Artykuł został opublikowany przez TYGODNIK LISICKIEGO i wzbudził spore zamieszanie.
- Jak już nie ma jak się dobrać, jak się okazuje, że argumenty niby-merytoryczne i krzyk urządzany przez Solidarną Polskę i Zbigniewa Ziobrę nie skutkują, no to zlustrować. A kto do lustrowania? Do lustrowania oczywiście redaktor Cezary Gmyz, czołowe pióro RP. Lustrować rodziców oczywiście, bo sędziego Tulei się nie da! - skomentowała artykuł Janina Paradowska w TOK FM.
- Do rozporków też będą zaglądać - to jedyny komentarz Aleksandry Jakubowskiej.
- Gmyza oburza określenie "metody stalinowskie" a jak nazwać to co robi Gmyz: sprawdzanie czystości przodków sędziego? – komentuje sprawę Róża Thun.
A co Wy sądzicie - czy w tym przypadku słuszne jest drążenie tematu przodków sędziego Tulei?