Tego dnia pani Maria nie zapomni nigdy. Syn nie wracał do domu, a ona była przerażona.
- Odchodziłam od zmysłów, co mu się stało - mówi dziś pani Maria.
Wieczorem rodzice Tomka zgłosili zaginięcie na milicję. Po tygodniu pod ich domem zaparkował radiowóz. Spalone zwłoki Tomka i dwóch innych chłopców zostały znalezione w lesie przez grzybiarza.
- Już wiedziałam, że stało się coś strasznego - tłumaczy kobieta. - Wyszłam do innego pokoju, żeby tego nie słuchać. Milicjanci zabrali męża do Łodzi na rozpoznanie zwłok. Ja nie byłam w stanie pojechać - głos więźnie jej w gardle.
Zobacz: Prokurator generalny Andrzej Seremet: "Pan Trynkiewicz wyjdzie na wolność"
Choć od tej tragedii minęło już ponad ćwierć wieku, kobieta wciąż nie może się otrząsnąć.
- Mam ogromny żal do polityków - mówi. - Jedyna sprawiedliwa kara, czyli wyrok śmierci, została zamieniona na 25 lat więzienia... Najgorsze jest jednak to, że przez te 25 lat nikt nic nie robił z tym, żeby ten potwór nie wyszedł na wolność. Obudzili się dopiero teraz.
Pani Maria aż zaciska pięści ze złości na wieść o tym, że Trynkiewicz może wyjść na wolność i jeszcze będzie mu przydzielona policyjna ochrona. - Przez 25 lat utrzymywaliśmy tego człowieka. Teraz słyszę, że wszyscy będziemy płacić za to, że będzie korzystał z policyjnej ochrony. A my - rodzice tych dzieci - zostaliśmy sami z naszymi dramatami. Nikt nam nie przyszedł z pomocą. Czy to jest sprawiedliwe? - pyta.
- Jak Trynkiewicz wyjdzie, to być może ktoś go rozpozna i zatłucze - mówi. - Ale ja nie będę miała z tego powodu żadnej satysfakcji. Miałabym ją, wiedząc, że będzie zawsze w zamknięciu - dodaje.