"Polski syndrom" to główny temat najnowszego komantarza w MaxTV Mariusza Maxa Kolonko na YouTube. Komentarza zaskakującego, a nawet bolesnego dla nas Polaków. Dziennikarz bez ogródek przyznaje, że nie mamy na świecie dobrej marki i nie słyniemy z niczego oryginalnego! I jesteśmy sobie sami winni!
Zdaniem Kolonki, każdy kraj ma jakąś swoją wizytówkę i można go wartościować jak samochody według określonych cech. Pokazuje nawet listę 25 światowych marek i stwierdza, że Polska w rankingach państw zajmuje miejsce za Islandią i Kostaryką. Dlaczego? Bo Polska jako marka na świecie nie istnieje.
Zobacz: Mariusz Max Kolonko ostro o Lisie
Dla podparcia swojej tezy Max Kolonko porusza kwestię stereotypów. Myślimy Szwajcaria, widzimy banki. Powiemy Australia, usłyszymy "kangur". A co się stanie, gdy na świecie wymówimy "Polska"?
- W Stanach kojarzymy się z papieżem, Wałęsą, kiełbasami i trzema Polakami wkręcającymi jedną żarówkę - mówi Kolonko.
Dlaczego nie kojarzymy się pozytywnie na świecie? Kolonko przyznaje, że w oczach innych narodów mamy bardzo dużo cech negatywnych, które powodują, że odstajemy od innych nacji. - Ten negatywny zestaw cech nazywam polskim syndromem - mówi.
Jako przykład pokazuje amerykańską reklamę aparatu słuchowego. Jego zdaniem nigdy nie mogła by powstać w Polsce. Dlaczego?
Zobacz: Czarni muzułmanie zalewają Europę! Mariusz Max Kolonko komentuje
– W Polsce nikt nigdy nie powie: popatrz, Kowalski sobie kupił nowe auto, jak jemu się musi dobrze powodzić – zauważa Max Kolonko. – W Polsce wyglądałaby w ten sposób: zobacz tego skurczybyka, znowu sobie kupił nowe auto. Musiał nieźle nakraść.
I dalej: – Takim jesteśmy narodem. Mamy wiele cech negatywnych.
Jego zdaniem za ten polski syndrom odpowiada największa choroba XX w. – komuna. Ona zrobiła z Polaków innych ludzi niż w reszcie Europy, czy w USA. Którzy stale krytykują i narzekają na wszystko i wszystkich.
– To dlatego kojarzymy się jedynie z dowcipami, kiełbasą, tanią i głupią siłą roboczą, która japie coś głośno w swoim języku. Za to wszystko ponosimy winę my sami – kończy Max Kolonko.