Perfidnie kłamał! Niemiec przyjechał do Polski, uśpił czujność swojej polskiej żony Beaty Mosebach (42 l.), po czym na jej oczach uprowadził Jasia. Zrozpaczona kobieta nic nie mogła zrobić, bo wynajęci przez podstępnego Niemca rośli ochroniarze uniemożliwili jej pościg za ukochanym jedynakiem.
Pani Beata dwa lata temu przyjechała z synkiem do Krakowa i zaczęła się z nim ukrywać przed swoim mężem Michaelem. To jemu niemiecki sąd przyznał tymczasowe prawo do opieki nad Jasiem. Ponieważ zdesperowana kobieta bez zgody męża wywiozła dziecko do Polski, w Niemczech zrobiono z niej porywaczkę, za którą - jak za jakimś mordercą - wydano europejski nakaz aresztowania. Gdy polska prokuratura odmówiła wydania pani Beaty Niemcom, w serce kobiety wstąpiła nadzieja.
Liczyła, że będzie mogła bez lęku wychowywać synka. Bezduszny sąd jednak zdecydował, że musi go oddać ojcu. Polka postanowiła więc dogadać się z mężem. Miała wrócić do Niemiec i dzielić opiekę nad synkiem. Wydawało się, że wszystko idzie po jej myśli. Michael przyjechał do Polski, zaprosił Beatę i Jasia na śniadanie do hotelu. Chodziło mu tylko o to, by uśpić czujność żony. Nagle bezwzględny Niemiec złapał Jasia i porwał do samochodu. Jego ochroniarze zastąpili drogę zrozpaczonej pani Beacie, a potem ją odepchnęli. Bezsilna patrzyła, jak mąż odjeżdża z jej małym synkiem. - Nie jestem w stanie o tym rozmawiać - mówi roztrzęsiona. Zgłosiła na policji porwanie dziecka. Nie dopuszcza do siebie myśli, że może już nigdy nie zobaczyć synka. Że jej mściwy mąż zrobi wszystko, by Jaś stał się Hansem i zapomniał języka polskiego.