Kobieta ma się czego bać. W maju potwór poderżnął jej gardło nożyczkami. Został wprawdzie aresztowany, ale jakimś cudem udało mu się przekonać śledczych, że był wtedy niepoczytalny. - Ucieknie ze szpitala i wróci do nas skończyć to, co zaczął - mówi przerażona, tuląc do siebie najmłodszego synka Krystianka (9 mies.).
Monika Szmit nigdy nie zapomni koszmaru, jaki zgotował jej mąż. Przez długie lata znęcał się, wyklinał i katował ją, kiedy miał na to ochotę. A dzień, w którym chciał zabić ją i dzieci, przeżywa na nowo w nocnych koszmarach. - Zabija mnie co noc. Boję się zamykać oczy - wspomina kobieta.
Ten horror rozegrał się w maju tego roku w rodzinnym domu pani Moniki. Domowy oprawca kilka miesięcy wcześniej został skazany przez sąd na dwa lata więzienia za znęcanie się nad rodziną.
Gdy po ośmiu miesiącach wyszedł na przepustkę, próbował grać na zwłokę, aby nie iść z powrotem za kraty. Feralnego dnia wstąpił w niego diabeł, bo dowiedział się, że nieodwołalnie musi odsiedzieć wyrok do końca. Z nienawiścią w oczach wpadł do domu, gdy pani Monika karmiła 2-miesięcznego wtedy Krystianka. Wziął do ręki nożyczki i podszedł do niej.
- Boisz się? - syczał, przykładając je do szyi bezbronnej kobiety. - Umrzemy razem, dziecko też - dodał, zadając pierwszy cios. W ciągu kilku sekund pokój zrobił się czerwony od krwi. Z rozharataną szyją kobiecie udało się uciec przed dom. Choć lekarze nie dawali jej większych szans, przeżyła.
- Bóg chciał, żebym przeżyła dla dzieci. Będę walczyć, aby on zgnił w więzieniu - mówi. Biegli orzekli, że w chwili popełnienia przestępstwa jej mąż był niepoczytalny. Prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko niedoszłemu mordercy i chce, aby sąd skierował go do zamkniętego szpitala psychiatrycznego.
Rozprawa przed zamojskim sądem ma odbyć się 22 listopada. Jest nadzieja, że sędziowie nie pozwolą mordercy wyjść zza krat. Dla pani Moniki to ostatnia nadzieja.