Wszystkie nieszczęścia zaczęły się, gdy Wojciech Wereda (42 l.) pojawił się na podwórku Wysockich. Jolancie od razu rzucił się w oczy. Przystojny, miły i ładnie potrafił mówić. - Kupił mi telefon komórkowy i zaczęliśmy do siebie dzwonić - opowiada Jolanta Wysocka. Przyjeżdżał, gdy nie było męża i chyba się w nim zakochałam - dodaje. Dni mijały, a ona dalej brnęła w ten flirt, myśląc, iż ułoży sobie życie z innym męż-czyzną.
Mąż w końcu się zorientował, że żona ma romans. Wtedy pani Jolanta postanowiła odejść od niego z córką i synem. - Wereda przyjechał po moje dzieci. Broniłem ich widłami - opowiada Wojciech Wysocki. - Pobiliśmy się i za to mam teraz sprawę w sądzie. A żona i tak odeszła tamtego dnia - dodaje rozgoryczony niesprawiedliwością losu.
Pani Jolanta zabrała ze sobą 10-letnią córkę. Starszy o rok syn nie chciał z nią odjechać. Uciekł do lasu. Rodzina i sąsiedzi szukali go przez całą noc. To dało do myślenia frywolnej żonie. Otrzeźwiała z zauroczenia kochankiem. Ze łzami wróciła do domu. - Wiem, że źle zrobiłam i bardzo mi głupio z tego powodu. Przeprosiłam męża - mówi.
- Przebaczyłem. Kocham ją mimo tego, co zrobiła - Wojciech Wysocki nie chce już wracać do tamtych chwil.
Nie chce, ale musi przez sądowe sprawy. Jedną już przegrał. Za pobicie amanta żony został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Teraz Wereda wytoczył mu proces cywilny o uszczerbek na zdrowiu. - Jolka chciała się wyrwać od męża i być ze mną. Nie namawiałem jej do niczego. Prze tę historię o mało nie straciłem życia. Wojtek potraktował mnie widłami po głowie - żali się były kochanek.