Ten bandyta zadźgał nożem Piotra Ladzińskiego (†25 l.). Ot tak, bez powodu. Bo chciał kogoś skrzywdzić. Mordu dokonał na oczach przerażonej żony Piotra, Karoliny (22 l.).
Młoda wdowa ciągle nie może uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Nieszczęsna ciągle ma nadzieję, że to tylko jakiś koszmarny sen, z którego obudzi się i u swego boku ponownie ujrzy ukochanego Piotrka. Niestety, jej mąż nie żyje i nic tego nie zmieni.
- Dlaczego?! Dlaczego tak się stało?! - pyta bezradnie kobieta i czule tuli do piersi ich ukochanego synka Aleksa (9 m-cy).
Do tej wstrząsającej tragedii doszło, kiedy Piotr zabrał swoją ukochaną żonę na randkę. To miał być ich ostatni wspólny wieczór przed wyjazdem Piotra do pracy w Austrii.
Pech chciał, że kiedy wracali już do domu, zabrakło im benzyny. Piotr wziął kanister, objął żonę i razem poszli na poszukiwanie stacji. Nie przeczuwali, że kilkaset metrów dalej czyha na nich śmiertelne niebezpieczeństwo.
Gdy przeszli kawałek, już z daleka zauważyli młodego, zataczającego się mężczyznę. - Nie chcieliśmy go prowokować, więc żeby go ominąć, łukiem zeszliśmy na ulicę - opowiada Karolina. Na nic się to zdało.
Żądny krwi Marcin W., notowany już wcześniej za rozboje i pobicia, z nożem w ręce szukał w mieście zaczepki. - W pewnym momencie podbiegł do mnie, przystawił mi nóż i krzyknął: "A ty co małolata, pójdziesz ze mną" - opowiada wdowa i głos więźnie jej w gardle. Piotr, gdy zorientował się, jak śmiertelne niebezpieczeństwo grozi żonie, zareagował błyskawicznie.
- Widziałam, jak Piotr uderza tego mężczyznę kanistrem tak, że wypadł mu nóż z ręki - mówi Karolina. Ale rozjuszony bandyta ponownie chwycił za broń i z dziką furią rzucił się na swoją ofiarę, zadając śmiertelny cios w samo serce.
Policjanci nie musieli długo szukać mordercy. Dobrze znali Marcina W., z którym od dawna były kłopoty. Bandyta usłyszał już zarzut rozboju i zabójstwa. Grozi mu dożywocie.