Był piękny poranek, Waldemar B. wstał zadowolony. W pośpiechu zjadł śniadanie, wsiadł do swojego daewoo tico i ruszył do pracy. W sąsiedniej wsi już czekała na niego gotowa do zapłodnienia Mućka. Drogę znał doskonale. Pokonywał ją codziennie w służbie powiększania miejscowego pogłowia bydła. Ale nie ujechał daleko. Ledwie dwa kilometry od domu na łuku drogi wpadł na niego jadący renault laguną Robert J. (30 l.). Pirat był kompletnie pijany. Później okazało się, że miał aż 2,14 promila! Uderzenie w tico sołtysa było tak silne, że całkowicie zniszczyło niewielkie auto. Waldemar B. zmarł w karetce pogotowia. Sąd aresztował pirata na trzy miesiące. Za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu grozi mu 8 lat więzienia. Tragedia wstrząsnęła rodziną sołtysa. - Nie mogę w to uwierzyć, rano mówił, że zaraz wróci - rozpacza Kamil (28 l.), jego syn. - Co my teraz poczniemy!? - dodają zszokowani rolnicy.
Mazowieckie: Zginął jadąc zapładniać krowy
W tym, co robił, był najlepszy. Nic więc dziwnego, że sołtys Waldemar B. (†58 l.) był rozchwytywany przez miejscowych gospodarzy. Każdy chciał, by to Waldek zapłodnił mu krowę. Sołtys jako zawodowy inseminator nie nadążał z pracą. Niestety, ostatnie zlecenie skończyło się tragedią. Jechał właśnie do sąsiedniej wsi, gdy na łuku drogi w jego tico uderzył pijany pirat drogowy. Sołtys zmarł w drodze do szpitala.