Kłopoty mecenasa z prawem zaczęły się wieczorem 18 września 2012 r. Jego samochód uderzył w budynek Teatru im. Osterwy w Lublinie. Tłumaczył, że nagle na jezdnię... wyskoczył mu kot. Widział go lub nie, ale pewne jest, że siedząc za kierownicą, miał 2 promile alkoholu. Podobno owszem, pił dzień wcześniej i był święcie przekonany, że wytrzeźwiał. Policjanci puścili go do domu i... długo nie mogli się doczekać, aby postawić mu zarzuty. Mecenas nie stawiał się na wezwania, bo był w szoku, chorował, był zajęty...
Zobacz: Poseł - pirat drogowy chroniony immunitetem, bo ustawa leży w Sejmie
Do sądu sprawa trafiła więc dopiero w następnym roku. I znowu zaczęły się gierki. Paweł S. przekonywał, że na stan jego trzeźwości, a raczej nietrzeźwości, przemożny wpływ miały leki, jakie przyjmował. Powołano biegłego, który wykluczył taką możliwość. Później z rozprawy wyłączył się sędzia, zasłaniając się znajomością z oskarżonym. Innym razem mecenas był chory, na kolejną rozprawę po prostu nie przyszedł, potem znów się rozchorował...
W środę znowu się nie pojawił. - Nie wiem, dlaczego nie ma go w sądzie - mówił broniący kolegę po fachu mec. Bogdan Krzyżanowski pytany o powód nieobecności klienta. Sąd rejonowy wyznaczył kolejną rozprawę, o jej terminie ma powiadomić adwokata pirata pocztą, z pomocą policji oraz jego obrońcy. My też informujemy Pawła S.: 9 maja, godzina 13, sala nr 11.