Ten dramat rozegrał się w biały dzień pod jedną z przychodni lekarskich w Siedlcach (woj. mazowieckie), do której przyjechał z pobliskiego Zbuczyna Wiesław S. (39 l.) ze swoim synkiem Olkiem (3 l.). Zamiast zabrać dziecko ze sobą, zamknął je w samochodzie, a sam poszedł do lekarza. Nie zostawił w aucie choćby uchylonego okna. Gdy ojciec spokojnie czekał na wizytę pod gabinetem lekarskim, synek z minuty na minutę słabł w potwornie nagrzanym samochodzie. Roztrzęsiony i zapłakany ostatkiem sił wzywał pomocy. Zobaczyła go wyjeżdżająca z parkingu pacjentka. Podniosła alarm, zawiadomiła policję i pogotowie. Personel przychodni odnalazł w budynku zdziwionego tatę. Kiedy ojciec otworzył opla, Olek przelewał się już przez ręce. Lekarz pogotowia stwierdził, że chłopczyk jest odwodniony i gdyby spędził w aucie jeszcze kilka minut, mógłby przypłacić to życiem. Wiesław S. (39 l.) tłumaczył, że odszedł tylko na 20 minut. Przepraszał za brak odpowiedzialności. - Prowadzimy postępowanie wyjaśniające - mówi nadkomisarz Jerzy Długosz z KMP w Siedlcach. - Niewykluczone, że opiekun odpowie za narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to kara pozbawienia wolności do 5 lat.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail