Miało być wyjątkowo ciekawie, bo naprzeciwko siebie zasiedli dwaj najważniejsi prokuratorzy IV RP: były szef MSWiA Janusz Kaczmarek i zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking. Do konfrontacji jednak nie doszło, był za to bałagan i słowne przepychanki.
Wszystko zaczęło się od słów Roberta Węgrzyna (PO), który tuż przed zadaniem pytania stwierdził, że kieruje je do "osoby bardziej wiarygodnej, czyli do Janusza Kaczmarka" i w tym momencie przesłuchanie właściwie się skończyło.
- Panie przewodniczący, niech pan zwróci uwagę studentowi Węgrzynowi, że tak nie można, bo potem takie słowa idą w Polskę. Na litość boską, to przecież na panu Kaczmarku ciążą zarzuty karne, a nie na panu Engelkingu - zareagował natychmiast Arkadiusz Mularczyk (pijąc w ten sposób do wykształcenia polityka PO, który uczy się na Uniwersytecie Jagiellońskim).
Przez kolejną godzinę trwała pyskówka pomiędzy politykami PO i PiS, a rozjemcą stał się ostatecznie Jerzy Engelking. Po półtorej godziny od rozpoczęcia posiedzenia nie wytrzymał i zwrócił uwagę przewodniczącemu, że konfrontacja jest "formalnie niemożliwa". Wszystko dlatego, że... nie podpisał się on pod swoimi środowymi zeznaniami.
Miała być konfrontacja, wyszła kompromitacja
2009-07-02
16:10
Posłowie sejmowej komisja ds. nacisków po raz kolejny "stanęli na wysokości zadania". Kłócili się przez bitą godzinę, żeby w końcu stwierdzić, że do konfrontacji Kaczmarek - Engelking i tak nie dojdzie - przynajmniej na razie.