Gdyby nie dobra decyzja załogi karetki i pomoc policji, to nie wiadomo, czy byśmy teraz rozmawiali. Jestem przekonany, że zawdzięczam im życie. Bardzo wszystkim zaangażowanym dziękuję – mówi Super Expressowi marek Gluch.
Pan Marek miał podwójnego pecha – najpierw dostał zawału, a potem karetka, która wiozła go do szpitala się popsuła. Wszystko zaczęło się w poniedziałkowe popołudnie. Dochodziła 15, gdy pan Marek od kilku dni uskarżający się an ból w klatce piersiowej postanowił zadzwonić do Pogotowia Ratunkowego. Przy jego domu szybko zjawiła się karetka. - N a miejscu zrobiliśmy pacjentowi badanie EKG i przesłaliśmy wyniki do szpitala. Lekarz nakazał przywieźć pacjenta do szpitala – opowiada Grażyna Mazurak (43 l.) z załogi pogotowia.
Przeczytaj: Pędziliśmy na porodówkę 200 km/h!
Wydawało by się, że mimo godzin szczytu Pan Marek trafi do szpitala bez większych problemów. Niestety. - Byłem przytomny i w pewnym momencie usłyszałem, jak kierujący mówi do ratowniczki, ze przestały działać sygnały. Nie ujechaliśmy zbyt daleko. Nie denerwowałem się tak bardzo, bo ludzie z pogotowia nie powiedzieli mi, że mam zawał. Dobrze zrobili. O tym, że jechałem z zawałem dowiedziałem się dopiero po operacji w szpitalu dwa dni później - wspomina Marek Gluch.
Tymczasem załoga karetki zastanawiała się co począć? - Zastanawiałem się, czy wzywać drugi ambulans, który zabrałby pacjenta. Doszedłem do wniosku, że to znacznie wydłużyłoby całą akcję. I wtedy postanowiłem zadzwonić na policję. Opisaliśmy całą sytuację i poprosiliśmy o pomoc – mówi Krzysztof Lebek (39 l.) z załogi karetki.
Na szczęście dla pacjenta policja zareagowała szybko. Postanowiono eskortować ambulans do szpitala w Zabrzu. Najpierw karetkę prowadzili policjanci z Bytomia, a potem z Tarnowskich Gór. Patrol złożony z Łukasza Jakubowskiego (35 l.) i Łukasza Michli (26 l.) towarzyszył ambulansowi do progu szpitala. - Staraliśmy się jechać szybko, ale bezpiecznie. Choć już trochę pracujemy w policji to jeszcze takiego zadania nie mieliśmy, jednak mamy reagować zawsze, gdy jest zagrożone życie czy zdrowie – mówią policjanci.
Marek Gluch dotarł do szpitala w samą porę. Ekipa lekarzy już na niego czekała. - Lekarze mnie od razu porwali na salę operacyjną. Wiele się ostatnio słyszało, że nasz system nie działa. W moim przypadku zadziałał perfekcyjnie – mówi mieszkaniec Tarnowskich Gór.