- Dla nich warto żyć - zapewniał często swoich znajomych Michał L., tuląc do siebie swoją ukochaną Justynę (22 l.) i ich urodzone zaledwie dwa miesiące temu dziecko. Niestety, młody ojciec miał niebezpieczne hobby. Kiedy siadał za kierownicą BMW, zapominał o całym świecie, a uderzenie adrenaliny do krwi, gdy pędził autem, wprawiało go w euforię.
Feralnego dnia Michał razem ze swoim o rok młodszym kolegą wyjechał na trasę między Bielskiem Podlaskim a Hryniewiczami Dużymi. Swoim zwyczajem 22-latek przycisnął pedał gazu do dechy. Uwielbiał szybką jazdę i czuł się pewnie za kierownicą nawet na najostrzejszych wirażach. Tym razem jednak przecenił swoje możliwości.
Na pełnym gazie wszedł w łuk drogi i nagle stracił panowanie nad autem. Rozpędzone BMW zjechało gwałtownie na prawe pobocze i z potężną siłą uderzyło w przydrożne drzewo. 22-latek zginął na miejscu w kompletnie roztrzaskanym samochodzie. Jego maleńkie dziecko już nigdy nie przytuli się do taty...
21-letni kolega Michała L. miał więcej szczęścia - wyszedł z masakry z niegroźnymi obrażeniami ciała.