Gdy pracowałem w "Gazecie Wyborczej", Samoobrona była moją "działką". Pamiętam go jeszcze z czasów protestów pod Sejmem, gdy politycznie był absolutnie nikim. Poznałem go całkiem nieźle i na swój sposób lubiłem. Miał dużo rozbrajającej szczerości.
Niewielka doza łobuzerstwa bywa sympatyczna. Reprezentował specyficzny typ z wielkim poczuciem krzywdy, ale też trybuna ludowego. W sytuacjach konfliktowych na ulicy czy w tramwaju zawsze znajdzie się taki "Lepper". To przykład niezwykłej kariery, choć patrzyłem na nią ze zgrozą.
Korzystał ze słabości państwa, demokracji, procedur i niewyrobienia obywatelskiego elektoratu. Grał na niskich instynktach. Sam stoi za swym sukcesem, nie pomógł mu w tym żaden Tymochowicz.
MIchał Lizut
dziennikarz, szef radia Roxy FM