Na Lubelszczyźnie w wyborach do europarlamentu miało być po lubelsku. Władze regionalne partii umieściły więc na listach wicemarszałka województwa, posła z Lubelszczyzny, zastępcę prezydenta miasta, szefa lokalnej firmy komunalnej, miejscową bizneswomen itd. Kiedy wszystko było gotowe, władze krajowe dodały im do towarzystwa Kamińskiego. Wśród miejscowych się zagotowało.
Po pierwsze, Kamiński to warszawiak, a po drugie, zbił ogromny majątek polityczny na doradzaniu PiS i krytykowaniu PO. Na znak protestu jedna z kandydatek Agnieszka Smreczyńska-Gąbka zrezygnowała ze startowania. - To miała być lubelska lista. Tymczasem ani poseł Kamiński nie utożsamia się z Lubelszczyzną, ani Lubelszczyzna z nim. Uważam, że jest to niebezpieczny eksperyment - mówi w rozmowie z "SE".
Przeczytaj: Michał Kamiński: Nie robię tego dla pieniędzy, polska polityka nagle wypiękniała
Poseł Stanisław Żmijan (58 l.), członek zarządu lubelskiej PO, twierdzi, że nie wie nawet, jak wygląda pani Smreczyńska, ale ją popiera. - Nie znam pani Smreczyńskiej, kojarzę za to posła Kamińskiego. Pamiętam, jak pojechał do Pinocheta, pamiętam, co mówił o premierze, o naszej partii. Bardzo wątpię, czy taki człowiek będzie wierzyć w to, co my - mówi.
Tymczasem bohater zamieszania na Lubelszczyźnie nie zamierza uciekać z list PO. - Polityka wypiękniała - oświadczył poetycko w rozmowie z se.pl. To takie usprawiedliwienie z jego strony. Bo nie tak dawno mówił, że polityka go brzydzi.