Tragicznego dnia pani Elżbieta jak zwykle rankiem pojechała na opieńki. Gdy nie wróciła do wieczora, jej syn Zbigniew (52 l.) zaczął się denerwować. Powiadomił policję, która przy użyciu psa zaczęła szukać kobiety. W poszukiwaniach pomagali mieszkańcy wioski, strażacy, a nawet śmigłowiec z kamerą termowizyjną. Kobietę odnaleziono dopiero dzień później. Nie żyła. Jej ciało pływało w rzece. Kilka kilometrów od domu.
- Nie wiem, jak to się stało, że mama poszła tak daleko - mówi Zbigniew Śnitko (52 l.). - Kochała las i grzyby. Możliwe, że szła do jakiegoś swojego miejsca oddalonego tyle kilometrów i zasłabła przy rzece. Zawsze chodziła swoimi drogami... Sprawę tragicznej śmierci wyjaśnia policja.
- Prowadzimy śledztwo w tej sprawie. Na razie nie stwierdziliśmy, by osoby trzecie przyczyniły się do śmierci kobiety - mówi nadkom. Jerzy Długosz z KMP w Siedlcach.