"Super Express": - W agresywnym liście do prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki Dmitrij Miedwiediew w ostrych słowach domaga się zakończenia antyrosyjskiej polityki. Co prezydent Rosji chce przez to osiągnąć?
Władimir Bukowski: - Większość ukraińskich komentatorów uważa, że Kreml zdecydował się na ten krok z powodu nadchodzących wyborów na Ukrainie. Rosjanie chcieliby doprowadzić do rozłamu wśród tamtejszych sił politycznych, a następnie przygotować do walki o władzę te, które są nastawione promoskiewsko. Celem Miedwiediewa jest umocnienie wpływów w byłych republikach sowieckich. Ukraina - jako najważniejszy po Rosji kraj dawnego ZSRR - ma tu znaczenie strategiczne. Bez niej wszelkie próby odbudowy rosyjskiej hegemonii w krajach bałtyckich czy Gruzji nie mają sensu. Z punktu widzenia Rosjan Ukraina - w odróżnieniu od innych poradzieckich państw - ma jedną zaletę: czynne politycznie siły prokremlowskie. Moskwa chce im zapewnić większe pole manewru politycznego, szerszy elektorat, lepszy wizerunek. A zatem Ukraina i jej tamtejsi poplecznicy Kremla są kluczem do odbudowy imperium.
- Prezydent Juszczenko odpowiedział listem na list, broniąc prawa Ukrainy do niezależności od Rosji. Czy ten, werbalny jak na razie, konflikt doprowadzi do wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej?
- Taka wojna jest mało prawdopodobna. Oba kraje są blisko ze sobą związane - Rosjanie i Ukraińcy prowadzą interesy, zawierają mieszane małżeństwa, a to z kolei umacnia poczucie podwójnej tożsamości narodowej. Brakuje jakichś zasadniczych sprzecznych interesów między tymi narodami. Poza tym Rosja nie posiada dziś solidnej armii, choć usiłuje pokazać, że jest inaczej. Dzisiejsze wojsko rosyjskie to jedynie gang zwykłych opryszków, przy których jednostki wyspecjalizowane w walce stanowią ilość śladową.
- Zarzewiem wojny może jednak stać się baza Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu, którą Rosja dzierżawi od Ukrainy do 2017 roku...
- Rosjanie od dawna szukają miejsca, dokąd mogliby przenieść bazę, gdy minie ten termin. Dlatego pewnie zdecydowali się rok temu anektować Abchazję. Problemem jest raczej brak odpowiedniej infrastruktury i sprzętu, niezbędnych do zbudowania nowego portu. Nie będzie z tego wojny. Oba państwa toczą dziś ze sobą polityczną grę - inaczej niż w Gruzji, gdzie Rosja rozgrywa własne interesy drogą militarną.
- Właśnie. Coraz częściej słychać głosy, że Rosjanie szykują ponowne uderzenie na Gruzję?
- Jest wiele przesłanek, które pozwalają sądzić, że Kreml rzeczywiście przygotowuje się do wojny - zakaz wstępu do Gruzji dla międzynarodowych obserwatorów, na granicy z Osetią Południową mają miejsce prowokacje, potyczki militarne, coraz częściej słychać - zwłaszcza ze strony Abchazji - terytorialne żądania pod adresem Gruzji. Wszystko to zwiększa napięcie w relacjach gruzińsko-rosyjskich. Jednak trudno powiedzieć, czy jest to preludium do wojny, czy raczej próba nacisku na gruziński rząd. Naczelnym celem Rosjan jest zmiana obecnej władzy w Gruzji, co dość jasno wyraził Putin mówiąc, że prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego chce "powiesić za jaja".
- A Polska? Czy Rosja w jakikolwiek sposób nam zagraża?
- Politycznie - owszem, ale militarnie - nie. Skoro Rosjanie nie odważą się na wojnę z Ukrainą, tym bardziej nie będzie wojny z Polską. Wątpię, by Rosja była dziś przygotowana do ataku na jakiekolwiek państwo NATO. Kreml lubi prowokować, podważać stabilność, wzniecać kryzysy polityczne. Nie chce jednak prawdziwej wojny, bo wie, że ją przegra.
- Ale może zablokować członkostwo Ukrainy i Gruzji w NATO...
- Amerykanie obiecują Gruzji, że zrobią wszystko co w ich mocy, by ta była członkiem NATO. Jednak te deklaracje niewiele znaczą. Dziś Stany Zjednoczone nie mogą dyktować innym członkom Sojuszu swoich warunków. Dziś decyzje podejmowane są kolektywnie. Zresztą Niemcy i Włosi są przeciwni tej akcesji, a Francja ma poważne wątpliwości. Moim zdaniem ani Gruzja, ani Ukraina w bliskiej przyszłości do NATO nie wejdą.
Władimir Bukowski
Rosyjski dysydent, krytyk rządów Putin-Miedwiediew, pisarz i obrońca praw człowieka