- Raz mnie zalało, drugi raz też. To jest mój dom i miejsce na ziemi. Zostaję tutaj, co by się nie działo - załamanej córce odpowiada kobieta.
Jeszcze kilka dni temu boleśnie doświadczonej przez majową powódź pani Jadwidze wydawało się, że jej życie powoli wraca do normy. Kobieta nawet zaczęła sprzątać swoje gospodarstwo.
- Córka i jej narzeczony pomagali mi odrywać spleśniałą podłogę i wnosić do środka to, co udało się uratować - opowiada pani Jadwiga.
Radość kobiety z ocalenia części dorobku nie trwała długo. Złowrogi żywioł zaatakował ponownie, i to ze zdwojoną siłą. Po gigantycznych ulewach poziom Wisły dramatycznie się podniósł, a odbudowane w pośpiechu wały nie wytrzymały. Woda szerokim strumieniem znowu zalała Lubelszczyznę, błyskawicznie topiąc gospodarstwa. Poziom wody podnosił się tak gwałtownie, że pani Jadwiga po raz drugi musiała ratować swoje życie, a z domu udało jej się wynieść tylko kilka rzeczy. Przerażona kolejną wodą kobieta rozbiła prowizoryczne obozowisko na wale przeciwpowodziowym i koczuje, czekając aż woda opadnie.
- Za schronienie przed deszczem i palącym słońcem służy mi sklecony z dwóch leżanek i płachty szałas, który sama zbudowałam - pokazuje i zapowiada: - Nie opuszczę tego terenu, bo tu przynajmniej widzę swoje gospodarstwo. Mogę być pewna, że nikt nie rozkradnie mojej ojcowizny.
- Prosiłam, błagałam mamę, żeby się stąd wyniosła, tym bardziej że woda wciąż przybiera, ale ona nie chce o tym słyszeć - Bożena (26 l.), córka pani Jadwigi, nie kryje wzburzenia.
Najgorsze jest to, że w tak dramatycznej sytuacji jak pani Jadwiga jest ponad 5 tysięcy mieszkańców lubelskiego Wilkowa i okolicznych wsi. Oprócz domów, maszyn, samochodów i budynków gospodarczych pod wodą znalazły się uprawy chmielu, dla wielu jedyne źródło dochodu.