Resort Boniego zajmuje się m.in. administracją, informatyzacją, wyznaniami religijnymi oraz mniejszościami narodowymi i etnicznymi. Dotąd ludzie Boniego nie mają za bardzo czym się pochwalić. Tym bardziej że resort odpowiedzialny za cyfryzację nie był w stanie uchronić rządowych serwerów przed atakami hakerów w czasie głośnej zadymy o porozumienie ACTA na początku roku.
Ministerstwo jest jedynym w rządzie, które nie ma swojej stałej siedziby. Kilkuset urzędników porozsiewanych jest w kilku budynkach administracji rządowej. Nie przeszkadza to bynajmniej nagradzać ich sowitymi nagrodami. "Super Express" dotarł do pisma wiceminister Magdaleny Wilamowskiej (29 l.), adresowanego do posłów, w których informuje o bonusach dla urzędników.
- Ministerstwo wypłaciło nagrody za IV kwartał 2011 r. w łącznej wysokości 886 tys. zł. Ponadto pracownikom zaangażowanym w realizację zadań związanych z przewodnictwem Polski w Radzie Unii Europejskiej zostały wypłacone nagrody za II półrocze 2011 w wysokości 50 tys. zł - ujawnia wiceminister Magdalena Wilamowska.
W sumie więc urzędnicy Boniego dostali 936 tys. zł nagród. Jak resort argumentuje przyznanie tak wysokich nagród? Tym, że nagrodzeni urzędnicy trafili do Boniego ze zniesionych Ministerstw: Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Infrastruktury. Dlatego część nagród dostali jeszcze za okres poprzedniej pracy, ale już od nowego szefa. Logika ministra Boniego ma się mniej więcej tak: skoro tam pracowali, to w nowym miejscu pracy należy im się nagroda. Racjonalne?