Nagła podróż przewodniczącego polskiej komisji ustalającej przyczyny katastrofy owiana była głęboką tajemnicą. Szef resortu MSWiA poleciał do Rosji wczoraj po południu. Pojawiła się nadzieja, że może przywiezie nowe dokumenty ws. rosyjskiego śledztwa. Ani ambasada w Moskwie ani ministerstwo nie chciało jednak zdradzić jaki był powód wizyty ministra w siedzibie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.
Wszystko się już jednak wyjaśniło. Jak podaje tvn24.pl Miller udał się po nową kopię taśmy z tzw. Voice-recordera, magnetofonu, który był na pokładzie prezydenckiego samolotu. Co prawda specjaliści, którzy odczytują nagrania mają już jeden duplikat, ale pojawił się problem techniczny z odczytaniem tego zapisu czarnej skrzynki.
- Ten rejestrator to stara technologia, taśma magnetofonu szpulowego. Gdy zapis doszedł do końca szpuli i miał nastąpić revers, przez moment taśma zaczęła biec w nieco innym tempie i nie byliśmy pewni, czy nagranie jest dokładne - powiedział.
Wobec takiego obrotu spraw minister zdecydował o natychmiastowym wylocie. W Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym spotkał się z jego szefową Tatianą Anodiną. - Ponownie komisyjnie otworzyliśmy sejf z oryginałem czarnej skrzynki i dokonaliśmy ponownej kopii. Po odsłuchaniu upewniliśmy się, że nagranie jest prawidłowe - poinformował Miller.
Dodał, że usterka techniczna pojawiła się w środkowej części około 30-minutowego nagrania. Minister nie chciał jednak wtajemniczać w działania „tego archaicznego sprzętu”