Chodzi o słynną już spółkę Agenark, należącą do niemieckiego biznesmena. Graś zasiadał w jej zarządzie. Kiedy wszedł do rządu, musiał zrzec się stanowiska. Jednak jak ustaliło CBA, nadal podpisywał się na dokumentach firmy. Poproszony o wyjaśnienie tej sprawy przez prokuraturę, rzecznik rządu oświadczył, że nie pamięta, by podpisywał te dokumenty i być może jego podpisy zostały sfałszowane. Po roku śledztwa okazało się, że były prawdziwe.
"Oddałem się do dyspozycji pana premiera. Pan premier podejmuje suwerenne decyzje kadrowe" - napisał nam Graś. Podkreślił jednak, że nie zrobił niczego złego.
Innego zdania jest opozycja. Adam Hofman z PiS uważa, że prokuratura raz jeszcze powinna zbadać tę sprawę. Podobny wniosek do organów ścigania zapowiedział też najmniejszy klub w Sejmie. - Wiarygodność rzecznika rządu staje pod znakiem zapytania - mówili podczas konferencji prasowej posłowie.
Jeśli Graś skłamał, to musi ponieść konsekwencje
Adam Hofman (32 l.), rzecznik PiS:
- Rzecznik rządu musi być jak żona Cezara. Jeśli prawdą jest, że Paweł Graś złamał prawo i kłamał, to musi ponieść konsekwencje. Prokuratura powinna to bardzo dokładnie wyjaśnić.
Andrzej Rozenek (43 l.), rzecznik Ruchu Palikota:
- Jeżeli te zarzuty się potwierdzą, to Paweł Graś powinien stracić stanowisko. Najpierw jednak prokuratura musi to wyjaśnić, a premier Tusk nie może w żaden sposób naciskać na śledczych.