Sprawą przetargów na obsługę systemu komputerowego ZUS minister pracy zainteresował się już 16 sierpnia. Wysłał do Derdziuka pismo, w którym domagał się szczegółowych wyjaśnień, dlaczego kierowany przez niego zakład bez przetargu zlecił zamówienia na astronomiczną sumę 650 mln zł!
W tym czasie zastrzeżenia Urzędu Zamówień Publicznych co do dziwnych procedur stosowanych przez ZUS były już znane. Derdziuk jednak oszczędnie gospodarował tą wiedzą, licząc, że być może złożone przez niego odwołania przyniosą jakiś skutek. Nie przyniosły.
Kamysz oczekiwał odpowiedzi do 24 sierpnia. Jednak jej nie dostał. Bowiem, jak ustalił "SE", najwyraźniej nieprzejęty ogromnymi nieprawidłowościami Derdziuk przebywał na urlopie. A swoją odpowiedź wysłał dopiero dwa dni temu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prezes ZUS twierdzi, że nic złego się nie stało.
To jednak nie koniec. W przyszłości konsekwencje dla szefa ZUS mogą być o wiele bardziej dotkliwe, bo nielegalnie przyznawanym przetargom z wolnej ręki mają się też przyjrzeć inne instytucje państwowe. Resort pracy szykuje właśnie zawiadomienie do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. A zamówienia ZUS może sprawdzić też NIK.