"Super Express": - Co pan sądzi o kontrowersyjnym pomyśle minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej o wprowadzeniu obowiązkowej opłaty za drugi kierunek studiów?
Mirosław Handke: - Media, a za nimi politycy, nadają wielki rozgłos jednej, wyrwanej z kontekstu sprawie. To są tylko propozycje założeń, wstęp do nowelizacji ustawy "Prawo o szkolnictwie wyższym", sama zaś ustawa - w najlepszym wypadku - będzie gotowa za rok, a wejdzie w życie za dwa lata. Ale problem masowego podejmowania przez studentów studiów na drugim lub wielu kierunkach rzeczywiście istnieje. Decyzja, czy można podjąć drugi kierunek studiów, powinna leżeć w gestii uczelni, a nie być szczegółowo regulowana centralnie. Żeby z kolei wprowadzić opłaty za studia, trzeba zmienić konstytucję! I nie ma znaczenia, że chodzi tylko o drugi kierunek - mówimy o studiach stacjonarnych, które na mocy ustawy zasadniczej są bezpłatne.
- Politycy biją na alarm, że propozycja minister Kudryckiej to pierwszy krok do prywatyzacji szkolnictwa.
- I są w dużym błędzie! Politechniki i uniwersytety są instytucjami państwowymi, więc nie mogą podlegać prywatyzacji. Można najwyżej mówić o powszechnej odpłatności za studia, ale na to nie ma społecznego ani politycznego przyzwolenia. Dlatego minister Kudrycka proponuje tzw. współpłatność - państwo daje pieniądze na uczelnie, a zarazem istnieje możliwość dodatkowego uzyskiwania środków od studentów.
- Jakie rozwiązania w pakiecie Barbary Kudryckiej najbardziej pana niepokoją?
- Cała propozycja min. Kudryckiej to próba ustawowego, ręcznego sterowania całym szkolnictwem wyższym. Niepokojące jest to, że propozycje zmian w równym stopniu dotyczą wszystkich szkół wyższych niezależnie od ich poziomu i wielkości. Tymczasem zakres uprawnień powinien być różny - dla Uniwersytetu Jagiellońskiego i dla szkoły wyższej zawodowej w mieście powiatowym. Choć znajdziemy w dokumencie akcenty różnicowania, mamy do czynienia z ewidentną próbą centralizacji, uniformizacji i ingerencji w autonomię uczelni w jej podstawowej misji kształcenia.
- I bez tej noweli szkolnictwo wyższe boryka się z poważnymi problemami.
- W ostatnich latach pojawiło się wiele złych mechanizmów, wynikających także z funkcjonowania nowej ustawy. Utrudniają one rozwój uczelni, a przede wszystkim ich dostosowanie do gospodarki rynkowej, brakuje pieniędzy itd. Lista kierunków studiów jest obecnie zatwierdzana centralnie i dlatego nie można studiować tego, czego na tej liście nie ma. Do tej listy dołączone są tzw. standardy kształcenia, a Państwowa Komisja Akredytacyjna sprawdza, czy szkoły uczą zgodnie z nimi. Krótko mówiąc, ze szkół wyższych zrobiono szkółki, które mają mniejszą swobodę nauczania niż szkoły podstawowe. Studenci w tym ciasnym gorsecie nie mieszczą się i dlatego chcą studiować na drugim, trzecim kierunku. Podam prosty przykład - mamy wiele zamówień na specjalistów, którzy łączyliby umiejętności z dziedziny elektroenergetyki i telekomunikacji. Na uczelni są to jednak dwa zupełnie odrębne kierunki. Innym objawem choroby szkolnictwa wyższego jest struktura kształcenia. Ponad połowa studentów uczy się na kierunkach, po których nie znajdują pracy. I teraz próbuje się leczyć tę chorobę, stawiając ograniczenia, aby rzekomo więcej studentów mogło się kształcić!
- Co jest receptą na rozwiązanie problemu?
- Reforma musi być kompleksowa i systemowa, zupełnie inna niż ta, którą proponuje pani minister. Uczelniom, zwłaszcza tym dobrym, trzeba dać swobodę kształcenia. Obawiam się, że pani prof. Kudrycka nie bardzo rozumie szkolnictwo wyższe, nie pracowała na dużej uczelni i nie zajmowała żadnych stanowisk akademickich. To zresztą nie pierwsza kontrowersyjna propozycja pani minister. Kiedyś chciała znieść habilitację, później ustanowić nadzór nad pracami doktorantów. Myślę, że za miesiąc pani minister wycofa się ze swojego nowego pomysłu i cała sprawa ucichnie.
Mirosław Handke
Minister edukacji narodowej w rządzie Jerzego Buzka, autor reformy systemu oświaty z 1999 r., profesor nauk chemicznych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie