Polacy, zamiast nowych dróg, autostrad czy linii kolejowych dostaną więc kubki z logo ministerstwa, noże do otwierania listów, zegary, długopisy, breloczki i tysiące innych pierdół. Koszt akcji, za którą zapłacą oczywiście podatnicy, czyli my wszyscy, może wynieść nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych!
Choć w tym roku przeznaczono na budowę dróg aż 10,2 mld zł i podpisano 18 umów na nowe inwestycje, to efektów tych prac nie widać. Remonty utrudniają ruch na drogach, dziury w ulicach wciąż są zmorą kierowców, a korki doprowadzają wszystkich do furii.
Jak z tymi niedogodnościami walczy nasz resort infrastruktury? Ministerstwo, którym kieruje Cezary Grabarczyk, postanowiło właśnie wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych na promocję swojej "ciężkiej" pracy, której nie widać. W ramach programu odbudowy polskich dróg współfinansowanego z funduszy Unii Europejskiej urzędasy ogłosiły przetarg na dostawę artykułów promocyjnych. Wśród nich, poza kalendarzami na przyszły rok, znalazły się takie gadżety, jak noże do otwierania listów, zegary ścienne, długopisy, kubki, myszy komputerowe etc. Wszystkie te pierdołoy muszą być przyozdobione pięknym logo resortu.
"Super Express" przesłał pytanie do biura prasowego resortu, dlaczego ministerstwo wyrzuca pieniądze podatników w błoto, zamiast budować drogi, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Widocznie rozmowa z dziennikarzami nie mieści się w programie promocyjnym.
Co zamówił resort Grabarczyka
3600 toreb papierowych
500 zegarów ściennych z termometrem
500 kubków porcelanowych
1000 korkowych podstawek pod kubki
1000 breloków
300 nożyków do otwierania listów
300 wizytowników ze skóry
300 myszy komputerowych