Powódź, który nawiedziła Dolny Śląsk w miniony weekend zmiotła z powierzchni ziemi Bogatynię. Wezbrany nurt potoku Miedzianka wystąpił z brzegów i wdarł się do miasta. Bilans wielkiej wody jest tragiczny: zniszczone budynki niemal w całym mieście, tysiące ludzi odciętych od świata, bez jedzenia i wody pitnej.
Sytuację powodziową w Bogatyni skomentował w tvn24, minister Jerzy Miller. Szef resortu spraw wewnętrznych i administracji zarzucił władzom Bogatyni, a w szczególności burmistrzowi Andrzejowi Grzmielewiczowi brak stanowczości i skuteczności w walce z falą powodziową. Chwalił za to burmistrza Zgorzelca, Rafała Gronicza, który jest szefem lokalnych struktur PO.
- Gdyby był w Bogatyni, mielibyśmy inną sytuację. Bardzo byłem ujęty skutecznością i profesjonalnym postępowaniem burmistrza Zgorzelca, to że Zgorzelec tak wygląda, to zasługa skutecznego działania władz miasta. W Bogatyni chyba tego zabrakło – ocenił Miller.
Grzmielewicz odparł ataki ministra, stwierdzając, że jest to próba zrzucenia na niego odpowiedzialności za powódź. - Nie mogę przyjąć takich argumentów. Jestem małym samorządowcem, a nie ministrem. Wszyscy ratowaliśmy ludzi – bronił się burmistrz Bogatyni.
Według ministra Millera władze miasta nie miały informacji o stanie wód w rzece, między gminami był kiepski przepływ informacji o prognozach pogody, które zapowiadały przecież ulewne deszcze.
Burmistrz Grzmielewicz przypomniał, że żywioł zniszczył miasto bardzo szybko. Zgorzelec miał jeden dzień więcej, by obronić się przed powodzią.
Pytanie tylko jak duże znaczenie w oskarżeniach ministra Millera ma fakt, że burmistrz Bogatyni jest samorządowcem z PiS, a burmistrz Zgorzelca PO ...