W Domu Pomocy Społecznej "Budowlani" mieszkają emeryci i kombatanci, niektórzy przykuci do łóżek. Od niedawna łączy ich jeden problem - nie mogą dzwonić z telefonów, które mają w pokojach. - Dla wielu z nas był to jedyny kontakt ze światem - mówi Izabela Kuczyńska (86 l.). - Przecież co miesiąc zwracaliśmy dyrekcji to, co wydzwoniliśmy - dodaje.
I właśnie tu leży problem. Dyrekcja DPS zablokowała rozmowy wychodzące, bo musiała zlikwidować konto, na które mieszkańcy przelewali należności. - Nie mieliśmy wyboru. Zmieniły się przepisy i jednostki organizacyjne samorządów nie mogą już mieć rachunków dochodów własnych - tłumaczy Jarosław Sienkiewicz, dyrektor DPS "Budowlani".
Przeczytaj koniecznie: Minister Rostowski oszukał krwiodawców! Za "darowiznę" mają mniejsze ZNIŻKI PODATKU
Lokatorzy DPS są załamani. Na to, że ktoś do nich zadzwoni, wolą nie liczyć, bo do placówki ciężko się dodzwonić. Z automatu w korytarzu skorzystają tylko ci, którzy mogą się samodzielnie poruszać. Porady, by korzystali z komórek, kwitują śmiechem. - Tu mało kto daje sobie radę z komórkami. Ja też nie potrafię i teraz nawet lekarza nie mogę zamówić - mówi Barbara Kisiel (81 l.), szefowa samorządu w DPS.
Ministerstwo Finansów, które przygotowało przepisy, zapewnia, że nie chodziło o utrudnienie życia emerytom, ale o przejrzystość. - Jest inny sposób wnoszenia opłat. Dyrekcja może zaplanować wyższe wydatki, uwzględniając rozmowy mieszkańców i zrównoważyć je potem wpłatami, które w kasie placówki uiszczą lokatorzy - tłumaczy Magdalena Kobos, rzecznik Ministerstwa Finansów. Dla dyrekcji domów pomocy to marne pocieszenie - to nie one, tylko samorządy decydują o budżetach.