Pieniądze wydawana za pośrednictwem kart o wiele łatwiej sprawdzić. Nie da się nic ukryć - na wyciągach czarno na białym widać, kiedy, gdzie i za co płacono z publicznych pieniędzy. "Utrudnieniem" jest możliwość śledzenia transakcji przez internet.
Taka sytuacja okazała się bardzo "niewygodna" dla urzędników, którzy lubią korzystać z życia za nasze pieniądze. Okazuje się jednak, że działania Pitery są skuteczne - od 2007 roku liczba kart i transakcji w rządowych szeregach zmalała niemal o dwie trzecie. - To hipokryzja. Te same rachunki płaci się gotówką lub przelewami - mówi w "Dzienniku" Elżbieta Jakubiak, minister sportu w rządzie PiS.
To właśnie ekipa Jarosława Kaczyńskiego była mocno atakowana przez Piterę za ogromne wydatki za pośrednictwem plastikowych pieniędzy. Teraz powstał kolejny raport, który sprawdza ludzi Donalda Tuska.
Wynika z niego, że urzędnicy coraz rzadziej używają kart. W czasie rządów PiS mieli do dyspozycji 223 karty, a skorzystało z nich 221 osób. Teraz liczba kart spadła do zaledwie 86. Kwoty wydatków jednak są podobne: rząd PiS przez dwa lata wydał 1,4 mln zł, a ekipa Donalda Tuska w 14 miesięcy zapłaciła 750 tys. zł - pisze "Dziennik".
Najwięcej - bo ponad 300 tys. zł - wydało Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, a najmniej resorty zdrowia, edukacji i rolnictwa. Te akurat kart służbowych nie miały. Z kolei w Ministerstwie Sportu żaden z ministrów nie tknął służbowej karty, za to z plastikowych pieniędzy korzystali pracownicy niższego szczebla.
Rządowi audytorzy dopatrzyli się także wydatków na prywatne cele. Nie ujawnili jednak, kto i za co płacił. Zakwestionowano ponad 8 tys. złotych. Pieniądze te po interwencji Pitery już zostały zwrócone. Najwięcej na cele prywatne wydali urzędnicy z MSZ: prawie 4 tys., a także MON - 1,2 tys.