Choć ministrowie rządu Donalda Tuska mogą korzystać ze służbowych limuzyn, to bardzo chętnie domagają się w Sejmie zwrotu kosztów za paliwo tankowane do ich prywatnych samochodów. Oczywiście zgodnie z przepisami mają do tego prawo „w związku z wykonywaniem swojego mandatu".
– Powinniśmy się zastanowić, czy tych przywilejów nie pozbawić parlamentarzystów sprawujących funkcje w rządzie – uważa prof. Antoni Kamiński, specjalista w dziedzinie korupcji z Instytutu Studiów Politycznych PAN, cytowany przez "Rzeczpospolitą".
I tak, Bartosz Arłukowicz musiałby przejechać swoim prywatnym autem 50 tys. kilometrów, aby spalić paliwo, o którego zwrot kosztów poprosił. Minister zdrowia domaga się zwrócenia 27,3 tys. zł. Nie jest on jednak jedynym członkiem rządu, który złożył taki wniosek w Kancelarii Sejmu. Szef MSZ, Radosław Sikorski wystąpił o 19,1 tys. zł, a były już minister transportu, Sławomir Nowak otrzymał 20 tys. zł.
PRZECZYTAJ: Janusz Piechociński wozi córkę rządową limuzyną!
Nikt nie przebije jednak sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia, Sławomira Neumanna, do którego trafiło 35,1 tys. złotych. Wiceminister środowiska dostał 26,7 tys. zł, Tomasz Tomczykiewicz z resortu gospodarki - 20, 2 tys. zł, twierdzi "Rzeczpospolita".
Posłowie tłumaczą się jak tylko mogą. Według nich służbowa limuzyna z kierowcą, służy do wykonywania zadań ministerialnych, jednak w związku z tym, że każdy minister jest też posłem, do wykonywania obowiązków poselskich używa więc auta prywatnego.
– Jak się ma samochód służbowy, nie zawsze można z niego korzystać – powiedział Sławomir Neumann.