Marcin Wielgolaski (16 l.) z Warszawy, jak tysiące innych niepełnosprawnych, też przygotował kartkę. W zasadzie to napisał ją za niego tata Grzegorz (54 l.), bo cierpiący na autyzm chłopiec złożył na niej tylko swój kulfoniasty podpis. Wakacje mijają mu inaczej niż jego rówieśnikom. Zamiast bawić się nad morzem lub w górach, Marcin kolejny letni dzień spędza przed telewizorem. Jego rodziców nie stać na wysłanie go nawet na skromny wakacyjny wypoczynek, bo nie dostają świadczenia pielęgnacyjnego na syna. Powód? Rząd w tym roku znów nie podniósł progu dochodowego, poniżej którego można otrzymać pomoc państwa. Od 2006 roku obowiązuje ta sama kwota 583 zł na osobę w gospodarstwie domowym. Jeśli ten próg przekroczony choćby o złotówkę, świadczenie zostaje odebrane. - Państwo zapomniało, że rosną koszty utrzymania i ceny - mówią zrozpaczeni rodzice. - Przecież jest inflacja, rosną też zarobki, ta kwota powinna się zwiększyć - mówią zgodnie.
Podobnego zdania jest rzecznik praw dziecka, który interweniował w tej sprawie. Niestety, minister Jan Rostowski pozostał nieugięty. Progi nie zostały podniesione.
- Ostatni raz mój syn na wakacjach był dwa lata temu. Dzięki zapomodze, którą dostałem w firmie, mógł wyjechać na turnus rehabilitacyjny - tłumaczy Grzegorz Wielgolaski, tata Marcina. - Nasza radość nie trwała jednak długo. Bo przez te 1400 zł, które dostałem, później straciliśmy prawo do świadczenia pielęgnacyjnego na kolejny rok, wynoszącego 420 zł miesięcznie, czyli w sumie 5040 zł - opowiada zdruzgotany mężczyzna. Okazało się bowiem, że pomoc od pracodawcy wliczona została do dochodu rodziny i przez to przekroczył on próg 583 zł na osobę. W podobnej sytuacji są tysiące innych niepełnosprawnych dzieci, które swoje kartki adresują do premiera Tuska, a także ministra gospodarki Waldemara Pawlaka (50 l.), minister pracy Jolanty Fedak (49 l.), a przede wszystkim szefa resortu finansów Jana Rostowskiego (58 l.).
Rodzice niepełnosprawnych prosili premiera o spotkanie. Bez skutku. 9 września planują pójść pod kancelarię premiera. Z pustymi wózkami inwalidzkimi, żeby nie męczyć swoich dzieci.