Chile jest normalnym, demokratycznym krajem. Tego nikt nie podważa. Czy nie moglibyśmy się choćby w tej kwestii wzorować na nich?
Ciekaw jestem, ilu z czytelników uważa, że warto byłoby zweryfikować majątki ludzi (i ich spadkobierców), którzy urośli nagle w siłę pod koniec PRL i w momencie przejścia do III RP? Co tam PRL! Ilu z państwa uważa, że należałoby porządnie przetrzepać pod kątem „uzasadnienia księgowego” majątki, które zostały zdobyte w latach 90?
Od kiedy okazało się, że Pinochet nie tylko strzelał do komunistów, ale też kradł na potęgę, nasza prawica niekoniecznie go broni. Może zatem zechce skorzystać z wzorców, jakie płyną z Chile w sprawie majątków zdobywanych na styku z polityką? To byłby jakiś konkret, a nie jakieś symboliczne „ustawy degradacyjne”, za którymi wielu na prawicy płacze.
A lewica? Kiedyś wytknąłem naszym rodzimym lewicowcom i zwolennikom rozmaitych „grubych kresek”, że cieszą się kiedy w Argentynie i Kambodży ściga się i wsadza do więzień nawet 90-letnich zbrodniarzy, a naszych jakoś ścigać nie chcą. Usłyszałem, że PRL to co innego, bo tam była dyktatura prawicowa...
W Polsce, w przeciwieństwie do Chile czy Argentyny, z oburzeniem przyjmuje się nawet rozliczenia symboliczne (jak wyrzucanie grobów zbrodniarzy z Powązek). Tymczasem w Hiszpanii lewicowy rząd przymierza się do wyrzucenia grobu generała Franco (i nie tylko) z honorowych miejsc pochówku. I już przebąkuje się o możliwości weryfikowania części majątków.
Córka generała Franco zmarła jako jedna z 10 najbogatszych kobiet w Hiszpanii. Jej spadkobiercy mieliby zapewne kłopoty z „uzasadnieniem księgowym” swojego majątku.
Podobnie, jak – mam wrażenie – spora część naszych elit zarówno z późnego PRL, jak i całego „wesołego” okresu transformacji.