- Usłyszałam wezwanie, by głosić dobrą nowinę. Matka Boska powiedziała mi: nie troszcz się o drogę, ja przygotowałam ją dla ciebie - mówiła Myrna, która próbowała opisać, jak wyglądała Maryja, która jej się objawiła.
- Widziałam Maryję w białej szacie, z niebieską narzutą, w ręce miała różaniec. Jej twarz była piękna jak światło - opowiadała mistyczka.
W 1984 roku przydarzyła się Myrnie rzecz niezwykła. W Wielki Czwartek, w dniu, kiedy katolicy i prawosławni wspólnie świętowali zbliżającą się Wielkanoc, o 15 nagle poczuła ból i otwarły się jej rany na rękach, nogach, boku.
- Tego samego dnia, po 4 godzinach, rany zniknęły - wspominała stygmatyczka. Wszystko powtórzyło się jeszcze pięć razy. Myrna twierdzi, że widziała ostatni raz Maryję w Wielką Sobotę 2004 roku.
- Słyszę też głos Jezusa. Ale ten, kto go spotka, nie zadaje dodatkowych pytań. Wtedy człowieka przepełnia miłość - mówiła kobieta, która podkreślała, że przez 30 lat objawień, ekstaz i obserwowania, jak z ikony sączy się cudowny olej, wiele było przypadków uzdrowień.
Na cud liczyły Weronika (14 l.) i jej mama Marzena Jonas, które na spotkanie z Myrną przyjechały aż z Warszawy.
- Długo nie mogłam zajść w ciążę, więc poszłam na pielgrzymkę na Jasną Górę i stał się cud, urodziłam Weronikę - opowiada pani Marzena. Niestety, wyczekana Weronika urodziła się chora.
- Nigdy nie chodziłam, ale teraz wierzę, że w końcu wstanę z wózka, pójdę do sklepu i kupię sobie szpilki - opowiadała wzruszona Weronika. I ją, i setki innych chorych Myrna osobiście namaszczała cudowną oliwą, którą przywiozła ze sobą z Damaszku.
- To nie Myrna leczy, nie oliwa, ale wola Boża i wiara - skromnie tłumaczyła Myrna.
JUŻ W NAJLBIŻSZĄ NIEDZIELĘ O GODZ. 13:00 CZAT Z MYRNĄ - TYLKO NA SE.PL!