- W diagnostyce i leczeniu raka płuca w ciągu ostatnich 15 lat dokonał się ogromny przełom. Wtedy rozpoznawaliśmy tylko niedrobnokomórkowego i drobnokomórkowego raka płuca. Dziś wiemy, jak wiele może być ich typów, podtypów, mutacji, a zapewne nie wszystkie zostały już odkryte – mówi prof. Dariusz Kowalski, prezes Polskiej Grupy Raka Płuca, kierownik Oddziału Zachowawczego Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Narodowego Instytutu Onkologii – PIB. – I wiemy, że ok. 5 proc. wszystkich chorych na gruczołowego raka płuca stanowią osoby młode, niepalące, u których rak został spowodowany rearanżacją w genie ALK+.
Po pierwsze – szybka, prawidłowa diagnostyka
Do tego, aby przekonać się, jaka mutacja występuje u pacjenta, bo przecież od tego zależy sposób leczenia, konieczne jest właściwe rozpoznanie. W praktyce wykorzystuje się trzy metody. – Pierwsza to tania i szybka diagnostyka immunohistochemiczna, drugą jest fluorescencyjna hybrydyzacja in situ, a trzecią – sekwencjonowanie nowej generacji – wymienia prof. Paweł Krawczyk, kierownik Pracowni Immunologii i Genetyki Katedry i Kliniki Pneumonologii, Onkologii i Alergologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Ponieważ u chorych z mutacją ALK szybko dochodzi do przerzutów do ośrodkowego układu nerwowego, wykonuje się u nich tomografię komputerową. Występują one u ok. 35 proc. pacjentów już w momencie rozpoznania i u ponad 50 proc. na kolejnych etapach leczenia. Przerzuty te są bardzo złym czynnikiem rokowniczym.
Leczenie konieczne już od pierwszej linii
- Zanim w terapii raka płuca pojawiły się inhibitory, rak płuca ALK był jednym z najgorzej rokujących podtypów. Rokowania znacznie się poprawiły, kiedy zaczęliśmy stosować inhibitory – mówi prof. Kowalski. – Dziś mamy już kolejne generacje tych leków. Ale wciąż nie wszystkie potrzeby chorych są zaspokojone. Najnowszy lek trzeciej generacji, jak dotąd najbardziej skuteczny, jest refundowany dopiero po niepowodzeniu leków drugiej generacji. Tymczasem powinien być dostępny już w pierwszej linii, bo im wcześniej wprowadzi się najbardziej skuteczne leczenie, tym większe szanse na to, żeby rak stał się chorobą przewlekłą. Ten lek nie tylko ma lepszą skuteczność, ale też jest lepszy profil bezpieczeństwa. Ma zdecydowanie przewagę wobec redukcji ryzyka przerzutów do ośrodkowego układu nerwowego. W przypadku zastosowania inhibitora trzeciej generacji w pierwszej linii redukcja ryzyka wynosi nawet 90 proc.!
- W większości krajów europejskich inhibitory trzeciej generacji są już standardem leczenia. I polscy pacjenci też powinni mieć szansę być tak leczeni – podkreśla Małgorzata Maksymowicz.
Trzeba rozmawiać z pacjentem
- Kiedy chory słyszy diagnozę, że ma raka, czuje, że cały jego świat się zawalił. A kiedy się dowiaduje, że to rak płuca, a on nigdy nie palił, prowadził zdrowy styl życia, doświadcza jeszcze więcej traumatycznych emocji. Diagnoza raka płuca kojarzy mu się z czymś ostatecznym. Do tego dochodzi społeczny ostracyzm, że sam sobie jest winien, bo przecież…musiał palić. On sam nie rozumie, dlaczego zachorował. Dlatego tak ważna jest rozmowa z lekarzem, który powinien mu wytłumaczyć, dlaczego tak się stało, że są różne rodzaje raka płuca, ale że dziś nawet i ten rodzaj można leczyć i dzięki temu traktować jak chorobę przewlekłą. Wówczas poziom lęku pacjenta z pewnością się zmniejszy – mówi dr n. med. Mariola Kosowicz, kier. Poradni Psychoonkologii Narodowego Instytutu Onkologii – PIB.