- Ledwo trzymał się na nogach. Zataczał się po całym lotnisku - wyjaśnił pracownik lotniska dziennikarzom szkockiego "The Sun".
Szamotulski zwany Mnichem bagatelizuje zarzuty. - Czasem ludzie się mnie boją, bo jestem dużym, łysym facetem, ale ja nie szukam kłopotów. Nie zrobiłem nic złego. Po meczu wypiłem kilka piw, a później pojechałem na lotnisko. Bardzo się zdziwiłem, kiedy pracownica lotniska powiedziała mi, że w takim stanie nie mogę polecieć - tłumaczył.
Do Polski Szamotulski przyleciał dopiero następnym samolotem.