Mariusz Ś. od 10 lat pracował w Belgii, był brygadzistą w firmie montującej okna i drzwi. Dobrze zarabiał. Rok temu przez internet poznał Martę K. Ona pracowała wtedy w Niemczech, ale okazało się, że pochodzą z sąsiednich wiosek. Coś zaiskrzyło, kiedy się spotkali. 36-latek stracił dla niej głowę. - Nie będziesz tak harowała na obczyźnie, wracaj do Polski - zaproponował jej zakochany mężczyzna. Nie wiedział, że w rodzinnych Ciechankach pod Łęczną (woj. lubelskie) Marta K. od dawna ma partnera, Dariusza M. (48 l.).
- Syn chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest ktoś trzeci. Wiadomo, zakochany, to głupi - kręci głową ojciec zamordowanego mężczyzny. - Kiedy w środę przed świętami przyjechał z Belgii, w domu pobył zaledwie kilka godzin. Poszedł do niej i już nie wrócił - dodaje.
W nocy z 12 na 13 kwietnia Mariusz Ś. i Marta K. wyszli na spacer w okolice tzw. placu buraczanego w Ciechankach. Spotkali tam Dariusza M. - Mężczyzna udawał nietrzeźwego. Zbliżył się do pary, po czym uderzył 36-latka pięścią w twarz - informuje Paweł Banach, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie.
Zaatakowany mężczyzna zaczął uciekać. Dariusz M. go dogonił. Powalił na ziemię, zaczął bić. Marta K.podała mu pistolet śrutowy, z którego przynajmniej dwa razy strzelił w głowę 36-latka. Dobili go ciosami noża. Potem zaciągnęli w krzaki. Po kilku godzinach wywieźli nad Wieprz. - W samochodzie przygotowali plandekę na zwłoki, a potem długo szukali miejsca, w którym najlepiej pozbyć się ciała - dodają śledczy. W ognisku spalili ubrania swoje i ofiary, żeby zatrzeć ślady.
Wpadli, bo Marta K. zgłosiła na policji, że ktoś porwał jej przyjaciela. Wyjaśnienia kobiety były na tyle mętne, że śledczy zaczęli coś podejrzewać. Podczas przesłuchań zabójcza para przyznała się do zbrodni.
Zobacz także: Gwałcił i śpiewał hymn UE. Wstrząsające wyznanie blogerki