Mając takie nazwisko jak Tusk, można wszystko. I Michał, syn premiera Donalda Tuska (55 l.), właśnie tego się trzymał. Nie przeszkadzało mu np. to, że pracował dla oszusta, Marcina P., właściciela Amber Gold i OLT Express, a równocześnie był zatrudniony w gdańskim porcie lotniczym. Zresztą sam Marcin P. przekonywał, że młody Tusk zdradzał mu tajne dane swojego pracodawcy - właśnie portu lotniczego w Gdańsku.
- Jeśli chodzi o Michała Tuska, to wygląda to tak, jakby księgowa pracowała dla zleceniodawcy i wykonawcy, znała wszystkie stawki, przez co mogła nimi manipulować - mówi nam Robert Siarnowski, szef "S" w gdańskim porcie oraz przewodniczący Krajowej Sekcji Pracowników Transportu Lotniczego i Obsługi Lotniskowej. - Według mnie to nie jest normalne, że Michał Tusk mógł pracować u dwóch różnych kontrahentów. Jest konflikt interesów, że pracował dla portu lotniczego w Gdańsku, a równocześnie dla firmy, która korzystała z tego portu i chciała zrobić z niego bazę - dodaje Siarnowski. Jak nam opowiada, nie pamięta, aby ktoś w podobny sposób jak Michał został zatrudniony w porcie.
- Tak, uważam jego przyjęcie do pracy za bardzo kontrowersyjne. Chodzą słuchy, że Tusk został tu zatrudniony nie ze względu na kompetencje, ale układy! - mówi oburzony Siarnowski. Inni pracownicy, którzy chcą zachować anonimowość, mówią z kolei wprost: - Każdy z nas na miejscu młodego Tuska, o ile nie miałby problemów z prokuraturą, to na pewno wyleciałby z pracy, a on jest na urlopie. No, ale jak się jest synem premiera, wolno więcej...