- Matka już w ciąży modliła się, aby brat został księdzem - opowiada brat kapłana Solidarności Józef Popiełuszko (65 l.). - Na chrzcie dano mu imię Alfons, ale zdecydował się je zmienić, bo źle się kojarzyło - dodaje.
Józef Popiełuszko wraz z żoną, Alfredą (68 l.), mieszka w Dąbrowie Białostockiej (woj. podlaskie). Oboje ze łzami wzruszenia w oczach wspominają księdza Jerzego. - Codziennie szedł 5 kilometrów do kościoła w Suchowoli, by służyć do mszy jako ministrant - wspomina pan Józef.
Od początku wiedział, że aby zostać księdzem, musi się uczyć. - Jako jedyny z nas poszedł do liceum. Uczniem był przeciętnym, ale... bardzo się starał - wspomina pan Józef.
Kiedy zamordowano ks. Jerzego, pan Józef był w Niemczech. Pojechał tam, by dorobić parę groszy. O zaginięciu brata dowiedział się z telewizji. Natychmiast ruszył do domu.
- Pamiętam, jak na polskiej granicy funkcjonariusz powiedział do mnie z wyrzutem, że zostawiam brata za granicą, a sam wracam - opowiada pan Józef ze łzami w oczach. Wszyscy wtedy myśleli, że się wystraszył i uciekł na Zachód. Ale to nie było do niego podobne. Ostatnie wspomnienie pana Józefa związane z bratem jest wstrząsające. - W prosektorium pokazano mi ciało brata. Było tak skatowane, że nie mogłem go rozpoznać. Gdyby nie znaki szczególne, nie byłbym pewien, czy to on - mówi łamiącym się głosem. O tragicznej śmierci swego brata nie zapomni do końca życia.