"Super Express": - Postanowiła pani wnieść nieco ducha domowego do swojego programu w telewizji. "Lekcja stylu" z surowego wnętrza studia przenosi się do... kuchni?
Przeczytaj koniecznie: Kwaśniewski już nie pije... wódki (ZDJĘCIA!)
Jolanta Kwaśniewska: - Tak, ta kuchnia w programie przypomina naszą kuchnię, w naszym domu. Musiał się w niej znaleźć duży okrągły stół dla naszej rodziny, dostawiamy do niego krzesła, gdy przychodzą goście. Albo ja coś pichcę, albo mąż. Gdy wpadają moje przyjaciółki, wspólnie obieramy ziemniaki albo gruszki, gadamy sobie o smutkach, radościach, dzieciakach. Kuchnia to najważniejsze miejsce w domu, poza sypialnią oczywiście.
- Jaka jest w takim razie popisowa potrawa pani i pani męża?
- Mamy mnóstwo takich. Ostatnio wyszła mi genialna kaczka z jabłkami, zostało mi jeszcze oparzenie po jej przygotowaniu, a mąż zrobił fantastyczną polędwicę z sosem z sera pleśniowego z zielonym pieprzem.
- Porozmawiajmy o innych przepisach... W programie, wraz ze swoimi gośćmi będzie się pani zastanawiała m.in. nad receptą na udany związek. Ma pani swój sprawdzony przepis?
- Musielibyśmy zapytać wszystkie Baby Jagi, które przez całe lata mówiły, jak pichcić zupę piękności, co tam wrzucić, żeby to był udany związek. Dobrze wiemy, że trafienie na kogoś, z kim chcemy być i z kim czujemy się dobrze, jest trudne. Na szczęście trafiłam na takiego człowieka, który jest nie tylko moim mężem, ale i przyjacielem. Tylko przyjacielowi można powiedzieć, co leży na sercu, nie tylko gdy jest dobrze, ale i gdy jest całkiem marnie. My z mężem nigdy się nie nudzimy, to doskonały kumplowski związek. Czasem mężczyźni mówią, że jak fajnie, że gdzieś wyjeżdżają bez żony, a mój mąż zawsze żałuje, że to ja z nim gdzieś nie jadę.
- To co państwo robią, żeby nigdy się nie nudzić?
- Nuda jest dla mnie czymś idiotycznym, mamy dużą liczbę świetnych książek. Często nawzajem mówimy sobie, że ta druga strona musi koniecznie coś przeczytać. Ja poleciłam mu ostatnio książkę "Mój Paryż", a on mi biografię Goeringa (współpracownik Hitlera - przyp. red.). Moje przyjaciółki są zdziwione, że gdy wpadają do mnie, a mąż pyta, ile nas jest i jedzie do sklepu na zakupy, a potem pichci coś dla nas. Są zaskoczone, że Olek coś gotuje. Gdy ostatnio wróciliśmy z balu, mąż przyniósł mi tacę z mozzarellą i pomidorkami oraz koktajlem na lekki szmerek w głowie.
- Podobno wspólne życie to sztuka kompromisu...
- O związek trzeba walczyć. Bardzo ważna jest oczywiście sztuka kompromisu, zwłaszcza jeśli ktoś decyduje się na wyjście za mąż za taką osobę, jak mój mąż. Gdy zaczynaliśmy być małżeństwem, jeszcze nie zajmował się polityką, był redaktorem. Często zostawał w redakcji do momentu, kiedy pierwsza gazeta wyszła z drukarni, wracał do domu o 2-4 nad ranem. Nie mogłam robić mu wyrzutów, że nie ma go w domu, wiedziałam, na jakie życie i z kim się decyduję. Współczuję pani Komorowskiej, bo wiem, co ją czeka przez pięć lat (śmiech). Jeśli ktoś decyduje się być politykiem, musi wiedzieć, że najważniejszą rzeczą, jakby to górnolotnie nie brzmiało, jest służba ojczyźnie. W moim przypadku i w przypadku męża tak było, byliśmy dyspozycyjni 24 godziny na dobę. Gdy prezydentura się skończyła, było już spokojniej.
Patrz też: Jolanta Kwaśniewska wciąż czuje motyle w brzuchu
- Co poradziłaby pani nowej pierwszej damie?
- Nie chciałabym radzić nic pani Annie, ale trzymam mocno kciuki, życzę dużo siły i wytrwałości. Przed nią wiele wspaniałych momentów, bycie w tym miejscu, w którym jest, to ogromny zaszczyt, możliwość reprezentowania wielkiego kraju. Ale i trudne chwile. Łezki będą płynęły, bo z pewnością przeczyta czy usłyszy coś złego na swój temat. Pani Anno, wszystko można przetrwać, wszystko będzie dobrze!