Pan Mieczysław sporą część swojego życia poświęcił na odtworzenie tej niezwykłej legendy. - W mojej rodzinie była przekazywana z ust do ust. Podobno jeszcze jakieś sto lat temu istniała nawet kuźnia, w której to wszystko się wydarzyło – opowiada.
Był piękny, słoneczny dzień, 30 kwietnia roku pańskiego 1310. Księżna Jadwiga, małżonka Władysława Łokietka, była przy nadziei, w bardzo zaawansowanej ciąży. Swojego potomka chciała powić na zamku, do którego zmierzała, ale okazało się, że dzidziuś nie chciał czekać na zamkowe luksusy. Poród rozpoczął się w niewielkiej miejscowości Kowale na Kujawach. Nie było czasu do stracenia, toteż żona polskiego władcy trafiła pod strzechę kuźni, która należała do miejscowego kowala, Bartłomieja. Rzemieślnik i jego rodzina otoczyli Jadwigę serdeczną opieką. Dzięki temu, bez żadnych powikłań, na świat przyszedł książę Kazimierz, późniejszy władca Polski, zwany Wielkim.
Księżna była kobietą wielkiego serca. Doceniła pomoc, którą ofiarowała jej rodzina Bartłomieja. I sprawiła, że prosty kowal dostąpił nie lada zaszczytu - trzymał małego księcia do chrztu, stając się ojcem chrzestnym przyszłego króla. Jedna z hipotez mówi, że kowalowi nadano wtedy przydomek Levantes (łac. - trzymający), który z czasem wyewoluował do nazwiska Lewandowski...