Dla większości był kapelanem Solidarności, męczennikiem polskiej drogi do niepodległości i wolności. Dla nielicznych wrogiem, którego należało się pozbyć, którego pokojowe kazania godziły w system komunistyczny, wywołując furię władz PRL.
Prezydent Lech Kaczyński podjął decyzję o przyznaniu księdzu Jerzemu najwyższego odznaczenia - Orderu Orła Białego. Matka brutalnie zamordowanego kapłana dowiedziała się o tym wyróżnieniu od naszego reportera. - Może ono jest i ważne dla państwa, ale osobiście wszelkie odznaczenia dla syna są mi obojętne. To medal za sprawy ziemskie, doczesne. Dla mnie najważniejsze jest to, że czyny mojego syna będą zapamiętane w niebie, a nie tutaj na ziemi. On jest już w niebie - dodaje.
W Watykanie niebawem zakończy się proces beatyfikacyjny ks. Jerzego. W lutym tego roku papież Benedykt XVI zgodził się na przyspieszony tryb rozpatrzenia sprawy. W praktyce Kościoła jest to posunięcie dość niezwykłe, oznaczające skrócenie całego procesu o ponad 10 lat. Podkreśla też wagę tej postaci nie tylko dla Polaków, ale katolików na całym świecie. Kolejnym krokiem będzie uznanie go za świętego. Nie ma chyba nikogo, kto wątpiłby w pozytywne zakończenie także tego procesu.
Dla Polaków śmierć ks. Jerzego Popiełuszki była szokiem, który wyrwał z marazmu społeczeństwo czasu dyktatury Jaruzelskiego. Społeczeństwo z kręgosłupem przetrąconym stanem wojennym i coraz mniejszą nadzieją na przyszłość. Pogrzeb ks. Jerzego 3 listopada 1984 roku stał się okazją do olbrzymiej manifestacji Polaków, którzy wydawali się przytłoczeni siermiężną rzeczywistość lat 80. Wokół kościoła św. Stanisława Kostki zebrały się tłumy, które po pogrzebie ruszyły w pochód przez Warszawę. Pochód, którego władze nie odważyły się przerwać, który udowodnił, że wbrew nadziejom władz Solidarność i opór przeciwko komunizmowi są wciąż żywe.
Parafia ks. Popiełuszki na Żoliborzu od początku lat 80. stała się centrum wsparcia dla ludzi opozycji. Jego "Msze za Ojczyznę", które odbywały się w każdą ostatnią niedzielę miesiąca, stały się słynne na cały kraj. PRL-owskie władze nie od początku zrozumiały, że msze ks. Popiełuszki są czymś więcej niż wyrazem zwykłego poparcia dla opozycji, że jego postać wyrasta ponad wiele innych.
Hasłem jego kazań stało się: "Zło dobrem zwyciężaj", podkreślające zagrożenia płynące z popadnięcia w nienawiść, wolę zemsty. Mimo takiego wyrazu spotkań, ks. Popiełuszko stał się celem SB, a PRL-owskie władze uznały go za jednego z głównych wrogów systemu. W dwa lata później już nie żył. Przed sądem udało się postawić tylko zwyrodnialców z SB, którzy byli bezpośrednimi wykonawcami mordu. Narzędziami w rękach osób postawionych ma czele władz PRL. Niestety, prawdziwych mocodawców zbrodni do dziś nie udało się postawić przed sądem.
Oto oprawcy księdza
Zabójcy z SB: płk Adam Pietruszka, por. Leszek Pękala i kpt. Grzegorz Piotrowski
Władze PRL przestraszyły się reakcji na zabójstwo kapelana Solidarności. Przeprowadzono proces "cyngli", bezpośrednich wykonawców mordu na ks. Popiełuszce. Piotrowskiego i Pietruszkę skazano na 25 lat, zaś Pękalę i Chmielewskiego na 15 lat więzienia. Po 2 latach na życzenie gen. Kiszczaka jego podwładnym złagodzono wymiar kary. Dziś wszyscy cieszą się wolnością. Do dziś nie udało się udowodnić winy zleceniodawcom zbrodni.
To była prawdziwie męczeńska śmierć. Stan badań nad zbrodnią ocenia prof. Jan Żaryn
"Super Express": - Jaka była ostatnia droga ks. Jerzego?
Prof. Jan Żaryn: - 19 października 1984 r. ks. Popiełuszkę zaproszono do jednego z kościołów w Bydgoszczy. Po mszy i spotkaniu z wiernymi miał wracać z kierowcą Waldemarem Chrostowskim do Warszawy. Między Bydgoszczą i Toruniem ich samochód został wyprzedzony przez śledzących go funkcjonariuszy Departamentu IV MSW: Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. Według oficjalnej wersji Chrostowskiemu udało się zbiec, informacje szybko dotarły do Kościoła i opinii publicznej. Świadkowie z kurii warszawskiej uczestniczący w oględzinach ciała zostawili wstrząsającą relację. Ks. Popiełuszkę przed śmiercią bito i torturowano. Ofiarę wrzuconą do bagażnika związano tak, by każdy ruch powodował samouduszenie. Kilkakrotnie próbował uciekać, ale za każdym razem był łapany i poddawany torturom. Zakończyło się to męczeńską śmiercią. Prawdopodobnie po śmierci ciało wrzucono do Wisły we Włocławku.
- To jedna z wersji wydarzeń.
- Owszem, to ta z procesu toruńskiego. Druga zakłada, że ksiądz wciąż żył, gdy aresztowano sprawców. O tej wersji wiemy dzięki prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu, usiłującemu przez lata wykryć rzeczywistych sprawców zbrodni. Proces toruński w czasach PRL był manipulowany przez władze komunistyczne. Wiele informacji zatajono. Największa manipulacja polegała jednak na zamknięciu odpowiedzialności za zbrodnię na niskim poziomie płk. Adama Pietruszki. On odpowiadał za nią w równym stopniu jak gen. Płatek czy gen. Ciastoń. A także ich zwierzchnik - szef MSW gen. Kiszczak. To była odpowiedzialność ewidentna, płynąca z zajmowanych funkcji w resorcie. Śledztwo świadomie zatrzymano niżej. Sprawstwo zbrodni zostało ukryte. Do dziś nie wiemy, czy Piotrowski działał na zlecenie szefa MSW, czy też innej komórki. Główną winę ponosi MSW, ale to nie znaczy, że odbyło się to tylko i wyłącznie na rozkaz generałów polskich. Do dziś nie wykryto rzeczywistych mocodawców mordu.
- Jak pan ocenia mozolne śledztwa z lat 90. w tej sprawie?
- Dopiero wówczas wydłużono listę odpowiedzialnych. Opracowano akt oskarżenia sięgający wiceszefa MSW gen. Ciastonia. Ten pułap odpowiedzialności udało się udowodnić w czasie procesu. Były jednak inne ślady i świadectwa. Gen. Ciastoń ani gen. Płatek do dziś nie zostali skazani, jeden z nich zmarł. Gen. Kiszczakowi i gen. Jaruzelskiemu ani razu nie postawiono zarzutów. Ich sprawa nie znajduje się nawet w sądzie. Cały czas prowadzone jest jednak śledztwo IPN objęte tajemnicą. I ma ono szerszy kontekst, skierowany przeciwko MSW czasów PRL jako organizacji zbrodniczej, posuwającej się do łamania prawa i zbrodni.
- Dlaczego po 20 latach niepodległości wciąż nie znamy prawdy?
- Odpowiedź tkwi w istocie systemu. Polegał on nie tylko na zbrodniach, ale i zacieraniu śladów.
prof. Jan Żaryn
Historyk, publicysta, wykładowca Uniwersytetu kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie